ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Moonlight ─ Candra w serwisie ArtRock.pl

Moonlight — Candra

 
wydawnictwo: Metal Mind Productions 2002
 
1. Ronaa - 4:05
2. Luna II - 4:18
3. Meren-Re - 4:43
4. Body Dialogue - 5:57
5. To See Yourself - 4:21
6. Asuu - 13:18
7. Luna - 4:52 8. Goodnight - 4:11
 
Całkowity czas: 45:47
skład:
Maja Konarska - voice / Daniel Potasz - keyboards / Andrzej Kutys - guitars / Michał Podciechowski- bass guitar, baritone guitar / Maciej Kaźmierski - drums and percussion / Special guest appearance: A.Ch.Hejne - vocals in "Ronaa" / Gienia - keyboards / Marcin Bors - guitars, baritone guitar, e-bow / Special guest appearance in "Goodnight": Małgorzata Kogut - violin / Paweł Brzychcy - viola / Agnieszka Żygadło - cello
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,1

Łącznie 4, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
17.03.2003
(Recenzent)

Moonlight — Candra

Z zespołem Moonlight zetknąłem się pierwszy raz podczas koncertu Pendragona w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca 23 listopada 1996 r., kiedy to występowali jako support. Określano ich wtedy mianem zespołu gotycko-romantyczno-metalowego. Drapieżniejsze brzmienia kompozycji z Kalpa Taru (który to krążek natychmiast nabyłem podczas koncertu) trochę niemile zaszokował niektórych fanów Pendragona, niemniej dla mnie było to nader przyjemne przeżycie. Debiut Moonlight do dziś zresztą pozostaje moją ulubioną pozycją z dorobku grupy, która w miarę kolejnych albumów stopniowo zmieniała swe muzyczne oblicze - zawsze jednak wzbudzając zainteresowanie publiczności art-rockowej. Jest to zresztą nader zastanawiające w kontekście serwowanej twórczości - z formalnego punktu widzenia gdzieś tam ocierającej się o manierę progresywną, ale przecież podążającą w wielu innych kierunkach.

Dziś przypadło mi w udziale skreślenie kilku słów o płycie jak dotąd ostatniej i jest mi z tego powodu nader przyjemnie.

Candra rozpoczyna się dosyć ciężko tudzież zgiełkliwie biorąc pod uwagę zawartość całości - linie wokalne Maji nadają jednak kompozycji firmowego wygładzenia, stanowi to udany kontarst w stosunku do wysiłków sekcji instrumentalnej. Luna II jest już aranżacyjnie znacznie mniej zakręcona i nawet przesterowany momentami głos wokalistki nie odbiera tej kompozycji cechy dość typowej Moonlightowskiej piosenki nie silącej się na jakieś większe ambicje. Trzeci w kolejności track przypomina o obsesyjnym (począwszy od drugiego krążka) pomyśle utworów skupionych wokół postaci Meren-Re. Wybrzmiewa bardzo przyjemna balladka z owym onirycznym akcentem w głosie Maji - techniką często i z powodzeniem stosowaną. Prawdę mówiąc, jak do teraz, Candra niczym szczególnym mnie nie zaskoczyła ni też specjalnie nie zachwyciła, niemniej oto wchodzi Body Dialogue. Znów charakterystycznie zwiewne zwrotki, po których jednak następuje mocny i prześliczny wokalnie refren - niby też nie jest to nic szczególnie wydumanego acz chwyta za serce. Końcówka kawałka zwiastuje ciągoty w kierunku frapującego ambientu, który zostanie jeszcze rozwinięty na tym krążku. Jakby dla uspokojenia To See Yourself niemal w całości opiera się na dobrze znanych wokalnych harmoniach Maji - znów Moonlight z wybitnie odciśniętą, firmową pieczęcią. Było nieco sztampowo? Sztampa się kończy wraz z Asuu. Dziwny, industrialny ambient na początek, potem klawiszowe zagrywki o odcieniu delikatnie psychodelicznym, wreszcie, kolejny raz, przesterowany wokal, wielkie zawirowania dynamiczne - brzmi to jak niebanalna, progmetalowa suita i to z gatunku tych lepszych. Troszkę repetycji jako przyprawa do budzącego szacunek dania. Jestem pod wrażeniem, choć styl gitary (gdyby jeszcze spotężnić brzmienie) jakoś tak kojarzy mi się z panem Matheosem (może to i dobrze :-) Po tym małym szaleństwie album powraca na znajome ścieżki. Bardzo podoba mi się klawiszowy podkład w Luna - uwielbiam takie "pulsujące" plamy tworzące niby li tylko tło. Zespół poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy - finał Candra godzień jest wielu zachwytów. Smutna, znana już ballada snuta przez Maję na tle cudownego podkładu smykowego i tak robi spore wrażenie.

To już naprawdę koniec? - dobrej nocy Meren - Re, byłaś z nami tak długo, niemniej to może być koniec. Wczuty w klimat chwili mógłbym jeszcze napisać kilka okołomuzycznych wersów, ale właściwie po co? - "Słowa choć mają ambicję tworzenia... to tylko słowa". Nie napiszę już nic więcej.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.