1. No White Marble/ 2. Welcome to The Crazy World/ 3. Long Hair Wildman Rides Again/ 4. Poor Alice/ 5. Out of Me/ 6. Sweet Little Ugly Duckling/ 7. Old Tambourine/ 8. Welcome to The Crazy World (slight return)/ 9. Solvestborg Afternoon/ 10. Good Times, Bad Times/ 11. Misery Loves Company
Całkowity czas: 54:00
skład:
Mika Jarvinen – vocals/
Esa Kotilainen – Hammond B3, Moog, Mellotron/
Timo Kamarainen – guitars & vocals/
Ansi Nykanen – drums/
Lauri Porra – bass & backing vocals
Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
17.02.2006
(Recenzent)
Crazy World — Crazy World
„Historia zaczyna się od końca... jak wszystkie dobre historie” (przypis do pierwszego utworu – „No White Marbles”)
Melodyjny hard-rock to coś, co mogę spożywać w każdej ilości , prawie zawsze. Jak są fajne melodie, zagrane z odpowiednim wykopem, to nigdy nie powiem na to złego słowa, bez względu na to czy jest to strasznie wtórne, czy tylko okropnie wtórne.
Crazy World to coś w rodzaju supergrupy – tworzą ją muzycy dość znanych, nie tylko w Finlandii zespołów, np. Stratovarius, Wigwam, Pekka Pohjola Group i Five Fifteen.
„No White Marbles” – gdybym nie wiedział, ze to zespół z Finlandii, to posądziłbym ich o pochodzenie z Bushlandu – wydawało mi się, że tak stylowo potrafią grać tylko kapele amerykańskie – „łyżwa”, pudło - przypomina to Cinderellę z drugiej i trzeciej płyty, albo „Blaze of Glory” Johna Bon Jovi (momentami bardzo dosłownie), z „Dream on” Aerosmith też mi się kojarzy. Co by jednak nie powiedzieć – balladka ta jest wyjątkowej zacności, z nieco niesamowitym tekstem, chwytliwym refrenem. Zdecydowanie najlepsza na płycie. Chyba każdy amerykański zespół parający się podobną muzyka, za taki numer dałby sobie jaja ogolić i pomalować czerwoną farbą – bo wydane na singlu hitem byłoby okrutnym – gwarantowane długie tygodnie w pierwszej dziesiątce Billboardu, niewykluczone , że całkiem na szczycie.
Sama płyta ułożona jest na zasadzie – szybki, wolny, przeważnie. Szybkie mają fajne riffy, a wolne – niezłe melodie. Do tego klawiszowiec odpowiednio wyposażony – Hammond B-3, mellotron, Moog i ładnie te jego parapety chodzą – „podkręci” tempo moogiem, zrobi klimat mellotronem, doda dynamiki hammondami. Tak, „Good Times, Bad Times” to nie przypadkowa zbieżność tytułów – Crazy World porwali się na coverowanie Led Zeppelin i , o dziwo, nie polegli. Zagrali z werwą, dynamicznie, może nieco chaotycznie, ale entuzjazmem nadrobili wszelkie niedociągnięcia.
Jest to koncept album. Jego tematem jest chlanie, ćpanie i granie rocka (czyli same fajne rzeczy). Ale przedstawiono ten nieco mniej zachęcający aspekt tej działalności – w sumie głównego bohatera poznajemy na cmentarzu. I nie jest tam w charakterze odwiedzającego...
Muzycznie całe to przedsięwzięcie oscyluje między klasycznym europejskim hard-rockiem, a dekadę późniejszym amerykańskim pudel-metalem (zwanym też heavy-aluminium), w jego nieco ambitniejszej postaci, spod znaku Tesli i Cinderelli. Bardziej uważni mogą dosłuchać się podobieństw do Styxu , Bostonu albo i Journey. Czyli o żadnej oryginalności i awangardowości nie może być mowy. Ale słucha się tego bardzo przyjemnie.
A kończy się tak , jak się zaczęło – „No White Marbles”. W innej , bardziej akustycznej i wyciszonej wersji. Po chwili ciszy wraca ten temat ponownie, wokalista śpiewa znacznie spokojniej, sekcja delikatnie punktuje rytm, w tle ktoś cichutko sobie pogrywa na gitarze bottleneckiem, klawiszy nie słychać. Dopiero w samej końcówce cały zespół zaczyna grać na pełny regulator.
„Bye, bye black lady
How many suckers have You buried
My ashes are gone with the wind”