Nuuda.
Krótkie intro , a potem trzy przeraźliwie nudne kawałki – wymęczone melodie, wysilone riffy, zero dynamiki, pomysły aranżacyjne zajumane z Toola (choćby perkusja). W ogóle cała ta płyta to taki Tool dla ubogich. Tylko powinności recenzenckie powstrzymały mnie przed wyrzuceniem tej płytki przez okno autobusu relacji Ustrzyki Dolne - Rzeszów. Wpadłaby w lesie w śnieg, w okolicach leśnictwa Malinki. Dziki by ją sponiewierały i byłby spokój.
Kolejny utwór – uff , odpoczynek dla uszu i duszy – zgrabna balladka, „Some Strange Advice”, mocno przypominająca wersję „Cat in The Cradle” Ugly Kid Joe. Potem znowu króciutki, całkiem fajny instrumentalny przerywnik i „My Dying Wish” z ciekawymi elektronicznymi ornamentami – pomysł dobry, ale utwór nieco mniej, do tego z pudel-metalowym refrenem . Reszta materiału wcale tak tragiczna nie jest, dwa ostatnie są już zupełnie w porządku, ale nie jest to powód, żeby całość upubliczniać w charakterze nowej płyty. Najpierw artyści męczyli się w studiu, potem ja się męczyłem podwójnie – żeby to przesłuchać, a potem żeby o tym napisać, a jeszcze ktoś będzie się męczył czytając to. Łańcuszek cierpienia. Chyba lepiej byłoby, jakby pan Graves zamiast płodzić kolejne dzieło pod szyldem Deadsoul Tribe zajął się czymś innym – na przykład poszedł do kina na film, co go jeszcze nie widział, pooglądał meczyk w telewizorni, obalił bełta, poderwał panienkę – możliwości dużo. Po cholerę nagrywać nową płytę, na którą nie ma się pomysłów, a ona sama pozbawiona jest dynamiki , jaj i kopa , czyli cech niezbędnych w tym gatunku. Rachunki goniły , czy samokrytyka siadła?
Po zespole , który nagrał parę lat temu „Murder of Crows” spodziewałem się znacznie więcej, niż nieudolne kopiowanie Tool. Strasznie się zawiodłem. Strata czasu.