ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu First Band From Outer Space ─ We’re Only in It for  The Spacerock w serwisie ArtRock.pl

First Band From Outer Space — We’re Only in It for The Spacerock

 
wydawnictwo: Transubstans Records 2005
dystrybucja: Oskar
 
1.Begin to Float (Intro)
2.Sanrajz
3.Something Going Too Far Is The Only Way to Go
4.Sanrajz II
5.We’re Only in It for The Spacerock
6.Make Yourself Heard for The Sake of The World
Video: Make Yourself Heard for The Sake of The World
 
Całkowity czas: 57:25
skład:
Starfighter Carl – drums and rhythm tools / Johan From Space – guitar and vocals / Space Ace Frippe – bass and creating the cosmic oscillator sounds / Moonbeam Josue – creative mind and variety of different flutes
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,4
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 5, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
20.10.2005
(Recenzent)

First Band From Outer Space — We’re Only in It for The Spacerock

Krótki kwiz – z taką nazwą, to jaką muzykę można grać? Tak jest, zgadli Państwo, dokładnie taką, a nawet jeszcze bardziej. To dla zwolenników space-rocka a’la wczesny Hawkwind. Ich idole już tak nie grają, zresztą inwencja już nie ta. W końcu ile razy można słuchać “Hall of The Mountain Grill”, “Levitation’, czy innych klasycznych płyt zespołu z lat 70-tych? Bardzo długo, nawet bez końca, ale przydałoby się coś nowego. I to nowe proponuje FBFOS. Sześć utworów, na początku czterominutowe “Begin to Float (Intro)”. Jeśli ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości, jakiej muzyki może spodziewać się po zespole z taką nazwą, to zostają one od razu rozwiane. Potem jest “Sanrajz” i rusza ostro do przodu cały zespół i tak jest do końca płyty (z przerwą na nastrojową balladę “Sanrajz II”). Szczególną uwagę wypada zwrócić na tytułowy, najdłuższy na płycie dwudziestominutowy “We’re Only in It for The Spacerock” – znaczy, że znają nie tylko Hawkwind, ale także Matki Wynalazku Franciszka Zappy. Ale oprócz znajomego tytułu, innych odniesień do jego twórczości próżno byłoby tam szukać. Tytuły niektórych utworów pisane z błędami ortograficznymi. Widać, że członkowie zespołu nie podchodzą do swojej twórczości kosmicznie poważnie. Słucha się tego z dużą przyjemnością – płyta równa, fajna, bez mielizn i wypełniaczy. Głowa rytmicznie się kiwa, a stopa rytmicznie stuka w podłogę. Wszystko cacy. Tylko, że nie do końca.

“I to nowe proponuje FBFOS” – tak napisałem kilka linijek wyżej. Przymiotnik “nowe” oznacza tutaj, że jest to nowa płyta z tego roku. I na tym kończą się powody używania tego określenia. Poza tym wszystko jest stare – muzyka, brzmienie, aranżacje, instrumentarium, klimat – wszystko to żywcem wyjęte z początku lat siedemdziesiątych. Wspomniany Hawkwind już na trzecim albumie “Doremi Fasol Latido” brzmiał sporo nowocześniej. FBFOS z premedytacją zakopuje się w rockowej prehistorii. Przyznam się , że to zjawisko powoli zaczyna mnie denerwować. Jeden, drugi, trzeci zespół – pół biedy, ale już gdzieś czterdziesty siódmy, to lekka przesada. Przez te trzydzieści kilka lat od debiutu Hawkwind , UFO, czy Black Sabbath coś jeszcze w muzyce rockowej się wydarzyło. Może niezbyt wiele , ale wypadałoby to znać. Wspomniałem Black Sabbath i UFO nie bez powodu, bo inspiracje FBFOS nie kończą się na zespole Dave’a Brocka, ale zahaczają także o dokonania kwartetu z Birmingham i to co się działo na “Flying” . I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że na podobny pomysł wpadli dobre kilkanaście lat temu Monster Magnet . Na niektórych płytach (np. “Dopes to Infinity") wychodziło im to prawie rewelacyjnie. Debiutantom z Kosmicznej Kapeli jeszcze do nich trochę brakuje.

Osoby , które znają moje upodobania muzyczne , muszą być dość mocno zdziwione, tym co przeczytały – jak to, facet, który uważa przełom lat 60-tych i 70-tych za najlepszy okres w historii rocka, czepia się kapeli, która nawiązuje do tamtych czasów? No tak, bo mamy już XXI wiek, rok 2005 i to też trzeba brać pod uwagę, chociaż trochę. Nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki i to do tego takiej, która już zdążyła zmienić koryto.

 

Nie mam zamiaru flekować tej płyty, na pewno będę ją często słuchał, bo w gruncie rzeczy bardzo mi się podoba. Nawet powiem więcej, moim zdaniem jest to jedna z fajniejszych płyt tego roku. Naprawdę warto po nią sięgnąć. Zespół miał pewien pomysł i go zrealizował, potrafił nagrać sporo ciekawej muzyki. Ale twarde trzymanie się aranżacyjno-brzmieniowych rozwiązań sprzed ponad trzydziestu lat nie jest dobrym pomysłem na przyszłość. Taką muzykę, jaką proponują, da się zupełnie bez strat własnych ożenić z dość nowoczesną nawet elektroniką, nowocześniejszym brzmieniem.. Zamiast grać jak Hawkwind z debiutu, stylizować się na nich – taki tuning. A może nie mam racji...

Tyle, że jak ta płyta ląduje w odtwarzaczu od razu zapominam o tych wszystkich zarzutach, przede mną prawie godzina rockowego lotu...

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.