Występ rozpoczął się od utworu rozpoczynającego nową płytę - Burned to the Ground i błyskawicznie rozbujał licznie zgromadzoną publiczność.
Jednakże po pierwszym utworze koncert został przerwany z uwagi na problemy z działaniem sprzętu nagłośnieniowego. Problemy okazały się na tyle poważne że zespołu dłuższą chwilę nie było na scenie a my kilkukrotnie słyszeliśmy dobiegający z głośników szum biały - podejrzewam że były problemy z przekazywaniem sygnału pomiędzy urządzeniami lub na nowo ustawiano charakterystyki pomieszczenia.
Ale udało się, Maciej Karbowski przeprosił wszystkich za problemy i podsumował problemy stwierdzeniem że musieli wszystko zresetować i ma nadzieję że już więcej problemów nie będzie.
Temat nowej płyty został pociągnięty dalej, utworem The Haunting, by przeskoczyć do płyty Safeheaven z utworem The Lifter. Ten koncert składał się właśnie z takich zwrotów akcji, gdzie nowe utwory przeplatały się ze starymi, nowa Flora (bardzo zapadło mi w pamięć zielone oświetlenie sceny w tym utworze) a następnie tytułowe From Voodoo to Zen z poprzedniej płyty, a potem transowe Ghost Horses przechodzące w hitowe Rhino, by przeskoczyć w "kocie" Purr.
Zasadniczą część koncertu zakończyła porcja Dopaminy, po niej zespół na chwilę zniknął ze sceny, ale nie kazał długo czekać na powrót - usłyszeliśmy jeszcze We Are The Mirror oraz klasyk kończący koncerty TFN - Tragedy of Joseph Merrick, podczas którego jak zawsze Maciej wychodzi z gitarą do publiczności i otoczony fanami odgrywa finałową część utworu, jedynie sekcja rytmiczna zostaje na scenie, Przemek Węgłowski z basem i za "garami" Tomasz Stołowski.
Warto wspomnieć także o zespole In2Elements, który na całej trasie rozgrzewa publiczność. Bardzo dobrze rozgrzewa, wpisując się w post-rockowy klimat, a z pozycji fotografa cieszy oświetleniowe wyeksponowanie często niedocenianej a kluczowej pod względem utrzymania rytmu osoby perkusisty.