Nie ukrywam, że mam przeokrutną słabość do tej greckiej formacji i do tej pory nie mogę przeżyć, że nie widziałem ich rok temu podczas pierwszej wizyty zespołu w naszym kraju…
Kwartet zawitał wówczas w listopadzie do Bielska-Białej i Krakowa a ja o wszystkim dowiedziałem się post factum. Tym razem, jedynego ich koncertu w Polsce, nie przeoczyłem i z dużymi nadziejami stawiłem się niedzielnego wieczoru w krakowskim Garage Pub. To zresztą był ich powrót do tego klubu, tym razem jednak zespół promował wydaną na początku tego miesiąca najnowszą płytę, Magna Mater. Zarówno o niej, jak i o poprzednich wydawnictwach mieszkańców Hellady, pisałem w naszym serwisie, teraz pozostało tylko sprawdzić ich formę sceniczną.
A z tą było naprawdę fajnie. Zaczęli dziesięć minut przed 22 od znakomitego openera, jakim jest inaugurujący nową płytę Inside. Ten, zresztą świetny, album zdominował w oczywisty sposób setlistę, bo oprócz Inside usłyszeliśmy jeszcze pięć innych kompozycji (Halo, Feral, Magna Mater, Celestial, The Line). Muzycy sięgnęli ponadto do dwóch rzeczy z Sigmy (Collision, Spiral), dwóch numerów z Artifact (Amber, Artefact) oraz jedynego, tytułowego reprezentanta z EP-ki Orbit.
Przy dość specyficznym i charakterystycznym dla niewielkich klubów brzmieniu (może było ciut za głośno, choć naprawdę selektywnie), ich muzyka wypadła bardziej surowo i ciężko. Nic wszak nie straciła ze swojej atmosferyczności i klimatyczności. Te ostatnie zapewniał świetnie wykonujący swe emocjonalne partie wokalne, George Prokopiou.
Zespół miał niezwykle gorące przyjęcie, całkiem zgrabnie wyglądającej, kilkudziesięcioosobowej grupy fanów i po entuzjastycznych brawach zbierał się do zapisanego na kartce z setlistą bisu w postaci Rome. Niestety, jakieś problemy techniczne to uniemożliwiły (co ciekawe, do podobnej sytuacji doszło kilka dni wcześniej w Rumunii). Tym samym, występ zakończył dziesięciominutowy, epicki Artefact ze wzniosłym, post-rockowym finałem.
Przed gwiazdą wieczoru 45-minutowe sety zagrały lokalne formacje, High Rollers i Agata Nasiadka, dając dwa energetyczne, rockowe występy z zupełnie innej - niż goście z Grecji - muzycznej bajki. Mimo tego spodobały się zebranym i fajnie wprowadziły w wieczór.