Występy Cynic i The Omniffic miały być pierwotnie dwoma oddzielnymi wydarzeniami. Formacje miały grać w tym samym dniu, o tej samej niemalże porze i dosłownie… „przez ścianę”. Udało się jednak z tej sporej niedogodności dla wielu fanów, chcących zobaczyć obie grupy, zgrabnie wyjść i połączyć oba koncerty…
Nie ukrywam, że mój plan na sobotę, 10 sierpnia, był dość prosty – zobaczyć w Chmurach The Omnific. Jednak w wyniku opisanego we wstępie rozwiązania, zespół zobaczyłem już w Hydrozagadce a jako gwiazdę wieczoru, po raz kolejny, po 3 dniach od krakowskiego występu, amerykański Cynic.
Zarówno to krakowskie, jak i to warszawskie wydarzenie otworzyła nasza rodzima Soma, prezentując solidną dawkę metalowego gruzu z elementami sludge, hardcore’a, czy mathcore’a. Po niej na scenę wyszli Australijczycy z The Omnific, którzy po roku powrócili do Polski (w czerwcu 2023 roku grali w… Chmurach). Wówczas jednak promowali głównie album Escapades, tym razem przybyli z zupełnie nowym materiałem - The Law of Augmenting Returns – wydanym ledwie dwa miesiące wcześniej. Drobnym minusem owego połączenia wydarzeń był fakt, że trio z Antypodów nie zagrało headlinerskiego seta, który składał się z 12 utworów (podglądałem ich trasę). Artyści musieli go obciąć do trzech kwadransów i zrezygnować z wykonania pięciu numerów (padło na Matrices, Antecedent, Wax & Wane, Fountainhead i Dwam). Zagrali natomiast cztery rzeczy z The Law of Augmenting Returns (rozpoczynające koncert wokalnym kanonem The Omnific ≈ Bass, a potem Base Camp, Phat Mackerel, Double Malt Ditty) i trzy z debiutanckiego Escapades (Merlin's Id, Ne Plus Ultra i Objets de Vertu). Cóż, i tak było intrygująco. Stałem pod samą sceną kameralnej Hydrozagadki i gapienie się z ekstremalnego bliska na niezwykłą, pełną technicznego, niemalże wirtuozerskiego luzu grę obu młodych basistów, Matta Facka i Toby’ego Petersona-Stewarta, było czystą przyjemnością. Biegłość w poruszaniu palcami po grubych basowych strunach, w różnych technikach, imponowała. A do tego atmosferę robił ich równie szalony i wiecznie uśmiechnięty bębniarz, Jerome Lematua, który pokazał też, że jest świetnym tancerzem i nie zraziły go problemy techniczne, które w pewnym momencie przerwały koncert. Czyli bez gitary można? Pewnie że tak! Jeśli tylko tak się potrafi zagrać jazzujący prog metal z djentowym szlifem, to ciężkie gitarowe riffy wcale nie są potrzebne.
O występie Cynic nie będę się rozpisywał, bo był pod względem doboru utworów i czasu trwania niemalże bliźniaczo podobny do tego z Krakowa. Z drobnym wszak wyjątkiem - dodanym na życzenie urodzinowe Veil of Maya z legendarnego Focus. Koncert był wyprzedany i Hydrozagadka pękała tego dnia w szwach, dlatego też – stojąc tym razem na samym końcu klubu – trudno było mi mówić o jakimś komforcie w oglądaniu muzyków, czy słuchaniu tego, co docierało do uszu. Pod tym względem w krakowskim Kwadracie było zdecydowanie lepiej.