Grupa God Is An Astronaut lubi odwiedzać Polskę i wielokrotnie w niej bywała. Ci klasycy post rocka mają zresztą u nas dużą rzeszę oddanych fanów…
I było to widać podczas piątkowego koncertu w krakowskim Kwadracie. Byłem w tym klubie dwa dni wcześniej na występie legendarnego Cynic i muszę przyznać, że na koncercie God Is An Astronaut sala była wypełniona nieco szczelniej.
Każdy kto widział kiedykolwiek ich występ wie, że nie ma w nim scenograficznych fajerwerków i ekstatycznej interakcji zespołu z publicznością. Panowie po prostu wychodzą na scenę, zwykle przy mniej lub bardziej ekspansywnych światłach (głównie niebieskich i czerwonych), i zaczynają grać. Torsten Kinsella, bodajże po pierwszym numerze, ograniczył się do „Cześć, jesteśmy God Is An Astronaut z Irlandii” a potem jeszcze może dwa razy przypomniał, zapowiadając nowe rzeczy, że zbliża się premiera ich nowego albumu. Bo na ich koncercie słuchacz dostaje swoisty trans i emocje zawarte w pięknych, instrumentalnych kompozycjach. Nie inaczej było i tym razem. Muzycy, bez żadnego suportu, wyszli 5 minut przed planowanym czasem i skończyli grać po 90 minutach. Żeby była jasność, to tylko na scenie są tacy schowani i skąpani w ciemnościach w przerwach między utworami. Bo tuż po zakończeniu koncertu, z tejże sceny, Torsten poinformował, że za już 5 minut pojawią się na swoim „merczu”. I przyszli, uśmiechnięci i sympatyczni.
Grupa wykonała tego wieczoru dwanaście kompozycji, z czego aż pięć z Embers, czyli najnowszego albumu, który swoją premierę… będzie miał dopiero 6 września. To dość dziwna sytuacja, bo choć fajnie było usłyszeć nowy – naprawdę interesujący i różnorodny – materiał (Odyssey, Falling Leaves, Apparition, Oscillation i Embers), to jednak brak możliwości jego nabycia w fizycznej formie trochę smucił.
Muzyka God Is An Astronaut zawsze wychodziła dla mnie poza ramy tradycyjnie postrzeganego post rocka. Dlatego wolę nazywać to co grają rockiem instrumentalnym. I ten koncert to pokazał. W ich graniu dużo jest progresywnych rozwiązań, zmian tempa, klimatu a i czysto metalowych riffów. Potwierdzeniem tego niech będą nowe kompozycje, Embers i Oscillation, bądź wciśnięte między nie znane już Burial z Ghost Tapes #10. Wszystkie złożone i gitarowo ciężkie. Z nowości przypadły mi do gustu szczególnie Odyssey i Falling Leaves. Ze sprawdzonych, arcyklasycznych rzeczy, pięknie oczywiście wypadły Echoes, All Is Violent, All Is Bright i Suicide by Star. Bardzo udany koncert.