Długo, bo aż sześć lat, musieli czekać fani prekursorów oriental metalu na przyjazd swoich ulubieńców…
Przyczyniła się do tego z pewnością pandemia ale też – nie ukrywajmy – niestabilna sytuacja na Bliskim Wschodzie, gdzie wszak rezydują Izraelczycy. Jeden wcześniejszych koncertów w Polsce odwołano a i w ten - nie ukrywam – lekko powątpiewałem biorąc pod uwagę napiętą sytuację na linii Izrael – Hamas. Koniec końców Orphaned Land przybył do Polski na dwa koncerty, pierwszy dając w krakowskim Zaścianku a drugi w warszawskiej Hydrozagadce. Tym samym mogłem sobie dumnie powiedzieć, że widziałem ich podczas wszystkich wizyt nad Wisłą, od tej w 2013 roku, po te w 2016 i 2018 oraz tę tegoroczną.
Nie ukrywam, że bardzo lubię to co robią. Świetne łączenie ciężkiego, metalowego, czy progmetalowego grania, zahaczającego nawet o death metal, z niesamowitą melodyjnością orientalnego folku, wzbogaconego oryginalnym instrumentarium.
Tym razem muzycy nie przyjechali z nowym materiałem. Promowali wydane w 2023 roku koncertowe wydawnictwo A Heaven You May Create, którym świętowali swoje 30-lecie. Dlatego niezbyt długi, trwający godzinę z kwadransem, set (tego dnia grały przed Orphaned Land trzy inne formacje) był przekrojowy a w dwunastu kompozycjach zespół pomieścił sześć numerów ze wspomnianej jubileuszowej koncertówki. Najważniejsze jednak, że na koncercie wybrzmieli reprezentanci wszystkich ich studyjnych materiałów i nie zabrakło w nich takich „killerów”, jak Sapari, All is One, Ocean Land czy obowiązkowo zagrana na bis Norra El Norra połączona z zaśpiewami publiczności i rytmicznym machaniem, niczym w Depeszowym Never Let Me Down Again. Pewnie, że zabrakło mi ukochanego Like Orpheus, z drugiej strony mogłem się wzruszyć przy cudownym All Knowing Eye z kapitalnym popisem gitarowym. Bosonogiemu liderowi formacji, do tego ubranemu w długą szatę Kobiemu Farhiemu (i tym samym powierzchownie przypominającemu w najsłynniejszym wizerunku Chrystusa) udało się złapać ciepły kontakt z publicznością. Nie tylko dlatego, że już tradycyjnie mówił o jedności i miłości oraz to jak ważna jest w tym muzyka, ale po prostu zachęcał do wspólnej zabawy – skakania, machania, czy śpiewania.
Przed gwiazdą wieczoru zagrały trzy formacje: węgierski Nest Of Plagues, izraelski Structural oraz szwajcarski Science Of Disorder, które zaprezentowały nieco cięższe oblicze, głównie technicznego, melodyjnego death metalowego grania. Może oglądało ich nieco mniej fanów, niemniej wszystkie zostały przyjęte niezwykle ciepło.