Kolejna kapela zza oceanu chce się pokazać Polskim odbiorcom
- proszę bardzo. To, że Brain21 pochodzi z Ameryki, słychać aż do bólu.
I wcale mnie to nie cieszy. Brzmienie Brain21 przesiąknięte jest grungem,
z całym jego brudem i chropowatością. Niestety zespół miał pecha - nie
przepadam za tym gatunkiem. W szczególności utwory pierwszy (Please
God Pt II) i czwarty (Hardway) odrzucają mnie z tego powodu.
Ale nie tylko z tego - dawno bowiem nie słyszałem gorszego wokalisty niż
Geoffrey Efaw. Głosik ma wątły, skalę bardzo ograniczoną, a wyobraźnię
melodyczną znikomą. Z tego powodu najbardziej brakuje w tej muzyce dobrych
melodii. Bo od czasu do czasu panowie potrafią wpaść w ciekawszy klimat
- np. na 7-7-97, z delikatnym wstępem, rozwijającym się w znośny
kawałek w stylu Deep Purple. Do przyjęcia jest też Vacuum, głównie
dlatego, że za bardzo nie hałasują. Mimo wszystko tytułowa próżnia jest
bardzo adekwatna do braku sensownej melodii... Płytka kończy się przeciętną
piosenką kojarzącą mi się z The Beatles, a recenzja - prośbą o wstrzymanie,
a może poćwiczenia jeszcze ze dwóch lat w swoim garażu.