Dorothea "Doro" Pesch. Rockowa babeczka mająca w Niemczech status kultowy. I nic w tym dziwnego, zważywszy, że na muzycznej scenie obecna jest już dwudziesty drugi ro(c)k. Zaczynała w 1983 z hardrockowym Warlock, potem był już jej własny zespół, Doro. Recenzowana płytka to singiel promujący jej ostatni jak dotąd album, "Classic Diamonds", nagrany z orkiestrą symfoniczną.
Sam w sobie zamysł łączenia heavy rocka z symfoniką nabrał jakiegoś tam sensu od czasów niesławnego "S&M" Metalliki. Potem bywały lepsze próby pożenienia ostrych brzmień z orkiestrowymi brzmieniami. Patrząc po singlu, Doro nie udało się osiągnąć jakichś zdumiewająco pozytywnych efektów. A szkoda.
Umówmy się, Doro Pesch to kawał głosu. Nieduża babeczka, ale ryknąć potrafi. Wokal nieco zachrypnięty, przywodzi mi na myśl naszą Małgorzatę Ostrowską czy też Bonnie Tyler. Tę drugą przywołuję tu nie od parady, bo Doro postanowiła spróbować tej samej taktyki, co Bonnie - tytułowa piosenka singla nagrana została w trzech wersjach językowych (czemu nie po niemiecku?). Ale... spuścmy na nią zasłonę milczenia. Ot, słodka akustyczna balladka, którą zapomina się, zanim wybrzmi. Brakuje tu jaj, zadziorności, jest sama lepka popowość przyprawiająca o skurcz żołądka. Za to dalej jest już lepiej. Paradoks polega na tym, że dalej sądwa kawałki będące odrzutami z sesji i jeden radio-edit.
Przyjrzyjcie się tytułowi numer 4. Znacie? Pewnie, że znacie, heavymetalowy hymn. Doro potraktowała go...unplugged i orkiestrą. I...to żre! Przyznam, że na początku byłem zdruzgotany, przecież to powinna być ostra jazda, a zaczyna się wolno, słodko, plim plum balladka. Na szczęście to tylko początek, potem potężnie, monumentalnie wchodzi orkiestra, zespół rusza z kopyta (chpć gitary wciąż akustyczne) i Doro zaczyna się drzeć. Oryginału Judasów nie przebili oczywiście, ale gęsią skórkę ten numer wywołuje. Naprawdę niezła, zaskakująca wersja.
Dobre wrażenie podtrzymuje "I Rule The Ruins", podobnie ostry, galopujący i do przodu. I równie fajnie brzmi tu orkiestra, robiąca nie tylko za tło, ale dynamicznie uzupełniająca zespół. Na finał jeszcze jedna balladka, na szczęście tym razem z pazurem. A już zupełnie na bis klip wideo z koncertu, na którym Doro świętowała swoje 20-lecie na scenie. Tu już jest wszystko, jak należy, pełna elektryka, tłum fanów, ostro, mocno, melodyjnie. Tyle, że ten singiel do twórczości Doro kogoś z jej dorobkiem nieobeznanego może kompletnie zniechęcić...