ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Górecki, Henryk Mikołaj ─ III Symfonia,

Górecki, Henryk Mikołaj — III Symfonia, "Symfonia pieśni żałosnych" op. 36

 
wydawnictwo: Polskie Nagrania "Muza" 1978
 
1. Pieśń 1 (Lento, Sostenuto tranquillo ma cantabile) [25:44]
2. Pieśń 2 (Lento e Largo) [9:22]
3. Pieśń 3 (Lento, Cantabile - semplice) [17:10]
 
Całkowity czas: 52:17
skład:
Stefania Woytowicz - sopran;
Wielka Orkiestra Symfoniczna PRiTV w Katowicach;
Jerzy Katlewicz - dyrygent

Nagrania dokonano w 1978 r. Na CD wydano w 1993 r.
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,51

Łącznie 56, ocena: Arcydzieło.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
04.04.2005
(Recenzent)

Górecki, Henryk Mikołaj — III Symfonia, "Symfonia pieśni żałosnych" op. 36



Wojciech Waglewski z Voo Voo powiedział kiedyś, w wywiadzie dla miesięcznika "Glissando", że III Symfonia Góreckiego jest dla niego dowodem na istnienie Boga. Znaczące to wyznanie, choć zarazem dość przewrotne. W końcu chrześcijanin nie tylko nie potrzebuje szukać potwierdzenia, że jego Bóg istnieje, ale może wręcz wzbraniać się przed uznaniem takowego. Wszakże Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.

Górecki, a z nim przede wszystkim Penderecki i Kilar, należą do szczególnego pokolenia polskich kompozytorów. Wszyscy urodzili się na początku lat trzydziestych XX w. Wszyscy rozpoczynali swoją karierę jako artyści radykalnie awangardowi (w przypadku Góreckiego, jego "Scontri" zszokowało w 1960 roku widownię "Warszawskiej Jesieni"), by z czasem zwrócić się ku prostocie, tradycji i tonalności. Kilar odkrył, "że nie ma nic piękniejszego, niż trwający w nieskończoność dźwięk czy współbrzmienie, że to jest właśnie najgłębsza mądrość, a nie te nasze sztuczki z allegrem sonatowym, fugą, harmonią". Z kolei Górecki zakochał się w repetycjach, w powtarzaniu prostych motywów i melodii. Zrezygnował z komplikacji i kompozytorskich chwytów i wreszcie w 1976 roku (znów "Warszawska Jesień") zaprezentował swoje najsłynniejsze dziś dzieło - III Symfonię, "Symfonię Pieśni Żałosnych". Część krytyków i słuchaczy została przygnieciona modlitewną głębią i podniosłą potęgą zawartymi w prostocie muzyki Góreckiego. Inni oskarżali go o niemoc twórczą, a nawet o zdradę "awangardowych ideałów", o powrót do "prymitywnej tonalności". Artysta tymczasem odpowiadał i do dziś odpowiada:

Ileż ja tych dodekafonicznych (tak zwanych) i supernowoczesnych utworów napisałem? Kilka dosłownie. A utworów napisałem kilkadziesiąt. (...) Więc jeżeli ja popełniłem w moim życiu kilka utworów, nie wiem, czy będzie dziesięć tych utworów dodekafonicznych, „awangardowych”, jak kto chce; idiotyczne słowo!... Skończyłem. Spróbowałem, zobaczyłem, koniec. Miałem napisać dziesięć takich Pierwszych Symfonii? Mogłem napisać! Byłoby dziesięć opusów więcej. (z rozmowy Grzegorza Michalskiego, 13 maja 2001)

Wreszcie ostatnie, co połączyło wymienionych na początku kompozytorów - wszyscy kolejno zdobywali światową sławę, wykraczającą poza grono wielbicieli muzyki poważnej. Dla Góreckiego przepustką do popularności (przy całej jego skromności zresztą niechcianej - wkrótce potem przeniósł się na Podhale, do jednej ze wsi na Gubałówce), była właśnie III Symfonia. W 1992 roku stała się, dosłownie, przebojem na amerykańskich i brytyjskich listach. A konkretnie nagranie w wykonaniu orkiestry London Sinfonietta z Dawn Upshaw jako solistką i pod batutą nikomu nieznanego dyrygenta, Davida Zinmana.

Odtąd Góreckiego słuchać zaczęli ludzie nijak związani z muzyką poważną. Zainspirował też rzesze muzyków, przedstawicieli wszelakich stylów. Niespodziewanie wielu osobom udało się dostrzeć w oszczędnej muzyce polskiego kompozytora niespotykany ładunek emocjonalny i pierwotne piękno, ukryte w prostych, przeplatających się melodiach, w wielokrotnych powtórzeniach sekwencji akordów, w wyłaniającym się z ciszy i pogrążającym w niej na powrót szmerze smyczków. W monumentalnej sile tej muzyki - pomimo braku instrumentów perkusyjnych i dętych. I w posępnym nawarstwianiu melodii aż do masywnego, równoczesnego wejścia wszystkich muzyków.

A ponad tym wzruszający, operowy głos solistki. Jako że Górecki komponowanie najczęściej rozpoczyna od wyboru tekstów - zwykle dotyczących śmierci, cierpienia, żalu - tak i tym razem skorzystał m.in. z fragmentów tekstu Lamentu świętokrzyskiego (połowa XV wieku), w którym Matka Boża zwraca się do umierającego na krzyżu Syna. I do ludzi, z najbardziej dramatycznym, pełnym żalu zakończeniem: Cemuscie zabili / synocka mojego?. A w tle już tylko smyczki w spokojnej kontemplacji powtarzają cztery majestatyczne akordy, by wreszcie ulecieć. Ku wieczności.



 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.