ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Streets, The ─ A Grand Don’t Come For Free w serwisie ArtRock.pl

Streets, The — A Grand Don’t Come For Free

 
wydawnictwo: Atlantic 2004
 
1. It Was Supposed to Be So Easy - 3:55/ 2. Could Well Be In - 4:23/ 3. ***Not Addicted*** - 3:40/ 4. Blinded by the Lights - 4:44/ 5. Wouldn't Have It Any Other Way - 4:36/ 6. Get Out of My House - 3:52/ 7. Fit But You Know It - 4:14/ 8. Such a Tw*T - 3:47/ 9. What Is He Thinking? - 4:40/ 10. Dry Your Eyes - 4:31/ 11. Empty Cans - 8:14
 
Całkowity czas: 50:41
skład:
Mike Skinner - performer, producer; Additional personnel: Morgan Nicholls - piano, bass instrument; Johnny Jenkins, Leo Ihenacho, C Mone, Teddy Mitchell, Tony Walters, Jacqueline Rawe - background vocals.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,2
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,1

Łącznie 9, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
24.10.2004
(Recenzent)

Streets, The — A Grand Don’t Come For Free



Niektórzy przedstawiciele ludzkości obdarzeni zostali pewnym szczególnie cennym darem: miłym dla ucha głosem. Mogliby wziąć się za recytowanie książek kucharskich, a ja i tak siedziałbym bezmyślnie zasłuchany w tembr głosu deklamującego.

Muzycznie lipiec 2004 będzie mi się bezwzględnie kojarzył z The Streets. A raczej z twórczością ukrywającego się pod tym pseudonimem, młodego, utalentowanego brytyjskiego artysty - Mike'a Skinnera. Nagrywającego zresztą we własnej sypialni.

Potrawa serwowana przez niego na A Grand Don't Come For Free zdaje się mieć prosty przepis, cztery zasadnicze składniki oraz garść dodatków.

Pierwszy składnik to nieskomplikowany, momentami wręcz banalny loop perkusyjny. Mocno eksponowany, fragmentami niemal napastliwy. Dodajmy do niego tło. Są to zwykle, zapętlone w dopasowanym do automatu tempie, samplopodobne dźwięki (od elektronicznych po quasi-symfoniczne), instrumenty akustyczne (bardzo często fortepian, rzadziej gitara), a w wyjątkowych sytuacjach podkłady orkiestralne. Trzeci, być może najważniejszy składnik, to obecny we wszystkich zwrotkach rap. I wreszcie, jako deser, pojawiający się przeważnie w refrenach śpiew.

Nie brzmi to najlepiej? Konieczne są więc dodatkowe wyjaśnienia, bowiem dotychczasowy opis mógłby okazać się zniechęcający. A miałem zgoła przeciwny cel rozpoczynając tę recenzję.

Primo: ów prosty rytm potrafi zaskoczyć nieregularnościami złamanego tempa, synkopami, nawiązaniami do przeróżnych gatunków - od tych najłagodniejszych, radiowych, po bardziej natrętne. Zawsze jednak jest umiejętnie wyważony, czytaj: nie odrzuca, a wręcz przyciąga.

Niespecjalnie skomplikowane tła są oryginalne i cieszą różnorodnymi brzmieniami, a od czasu do czasu egzotyczną melodią. Na szczęście powtórzone niezliczoną ilość razy bardzo szybko wpadają w ucho. Przede wszystkim zaś nadają każdemu utworowi absolutnie indywidualny charakter, oddalając w ten sposób niebezpieczeństwo monotonii.

Wreszcie Mike'owe rapowanie. Zapomnij drogi Czytelniku o tym, co znasz z radia i muzycznych kanałów TV. Żadnego (za przeproszeniem) murzyńskiego buczenia, pseudobuntowniczego eminemowania, damskiego jęczenia czy pesymistycznych recytacji a'la Tricky. Na całym albumie nie ma chyba nawet jednego porządnego yo! Skinner, co sugerowałem w pierwszym zdaniu, ma bardzo przyjemny głos. Taki, jakich się najzwyczajniej w świecie miło słucha. I ciekawie go intonuje, nie wspominając już o wymowie, z której można brać przykład podczas nauki języka angielskiego. Skinner jest absolutnie naturalny gdy snuje swe opowiadania, a błyskotliwie stosowane nakładanie głosów - dość nowatorski to zabieg - powiększa jeszcze urok (!) owego rapowania. Czytaj: nie odrzuca, a wręcz przyciąga.

Najpiękniejsze zaś jest to, że zwrotkowe mówienie, w refrenach przeradza się w piękny i bardzo chwytliwy, melodyjny śpiew. Znów oryginalny, ciekawie współbrzmiący z podkładem i nie wpadający w banał. Fakt, niekiedy się o niego ociera, ale wychodzi obronną ręką. Tak jest i w mojej ulubionej, prześlicznej balladzie "Dry You Eyes" (wśród kandydatów do miana utworu roku).
Zdecydowanie przyciąga!

Powstaje z tego momentami zaczepna, kiedy indziej lekko przesłodzona, ale zawsze pełna świeżych melodii, energii i specyficznej radości potrawa muzyczna. Niezależnie czy zbliża się do popu, trip-hopowej ballady, czystego hip-hopu (gdy pojawiają się gościnnie bardziej rasowi raperzy i raperki), a nawet do gitarowego, lekko punkowego rocka, jak w żartobliwym "Fit Buy You Know It". (Z obowiązku dodam, że szufladkowi specjaliści muzykę The Streets kwalifikują jako garage tudzież 2-step.)

Nie należę do tych, którzy zwracają większą uwagę na teksty (poza szczególnymi przypadkami!), ale zagłębienie się w stronę śpiewano-mówioną opisywanego albumu dostarczyło mi dodatkowej uciechy. Sporo tu mowy o codziennych sprawach i o tym, jak kłopotliwe mogą się okazać. Mówi się też o relacjach międzyludzkich. Można się trochę pośmiać, ale i czegoś nauczyć - ot choćby co kobieta ma na myśli, gdy podczas rozmowy bawi się swoimi włosami. A może tylko jakie znaczenie ów gestom chciałby nadać mężczyzna? Jest wreszcie okazja, by się lekko wzruszyć, ale nie zdradzę pointy albumu, który jest jedną długą opowieścią, podzieloną na jedenaście krótkich rozdziałów.

Krążek ten nie jest dziełem ponadczasowym i na pewno do miana takowego nie pretenduje. To tylko efemeryczna, w swym zamiarze rozrywkowa płytka. Ale jakże bezpretensjonalna! Zarazem jest kolejnym dowodem, że odpowiednio zastosowany i muzycznie ubrany rap nie tylko nie odrzuca, ale potrafi jeszcze przyciągnąć i przez kilka tygodni cieszyć uszy. I rozbawić - nawet podczas drogi do pracy o siódmej rano... w środku wakacji!

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.