ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Pearl Jam ─ Vs. w serwisie ArtRock.pl

Pearl Jam — Vs.

 
wydawnictwo: Epic Records 1993
 
1.Go [3:13]
2. Animal [2:49]
3. Daughter [3:56]
4. Glorified G [3:26]
5. Dissident [3:36]
6. W.M.A. [5:59]
7. Blood [2:51]
8. Rear View Mirror [4:44]
9. Rats [4:15]
10. Elderly Woman Behind the Counter in a Small Town [3:16]
11. Leash [3:09]
12. Indifference [5:03]
 
Całkowity czas: 46:17
skład:
Dave Abbruzzese - Drums; Jeff Ament - Bass; Stone Gossard - Guitar; Mike McCready - Lead guitar; Eddie Vedder - Vocal;
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,2
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,2
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,3
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,4
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,16
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,11
Arcydzieło.
,23

Łącznie 62, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
05.12.2004
(Recenzent) , (Gość)

Pearl Jam — Vs.



Zawsze podczas lektury pism i przeglądania serwisów muzycznych, przy słuchaniu radia, szczególnie cieszyły mnie oznaki współpracy osób tworzących redakcję. Może to dziwne, ale chciałem postrzegać owe instytucje jako coś więcej niż luźną grupę zupełnie niezwiązanych ze sobą osób, odrabiających zadanie domowe krytyków-profesjonalistów - raczej jako zgrany kolektyw zaprzyjaźnionych fanów dobrej muzyki. Kochających słuchać, ale i rozmawiać o niej. Ludzi o zbliżonych upodobaniach, którzy potrafią rozpływać się razem nad jednym utworem bądź też spierać o niego do późnych godzin nocnych. Stąd wzięło się u mnie to wyglądanie choć drobnych śladów redakcyjnej współpracy. Stąd na przykład radość, gdy Gancz i CC postanowili kiedyś przybliżyć nam wspólnymi siłami postać Davida Sylviana; stąd przyjemność z czytania recenzji podwójnego autorstwa (pamiętacie tekst o Upsilon Acrux?). I stąd też pomysł na zamieszczenie poniższej polemiki - osób rozmawiających ze sobą o muzyce praktycznie codziennie i, wbrew pozorom, najczęściej bardzo bliskich w swych opiniach. Drobny wkład w owo cenne, może nie tylko dla mnie, zjawisko.


* * *


Ósmy na płycie "Rearviewmirror" przyciąga uwagę sympatycznym motywem gitarowym, który towarzyszy nienajgorszej melodii wokalu. Niestety nie ma na Vs, drugiej płycie Pearl Jam - następczyni niemal genialnego Ten - niczego dobrego, co by na złe nie wyszło. Może z małym wyjątkiem, ale o nim później. Tak więc, w jak najbardziej typowy dla tego wydawnictwa sposób, świetna piosenka kończy się minutą pozbawionego większego sensu, a z pewnością jakiegokolwiek uroku, zgiełku.

To właśnie beznadziejny hałas jest głównym (anty)bohaterem drugiego albumu Pearl Jam. Z braku pomysłów na piękne (znów kłania się Ten), czy chociaż umiarkowanie ładne melodie, bo kilka jaskółek wiosny nie czyni, zespół postanowił odwrócić uwagę słuchacza przesterowanymi gitarami i wrzaskiem (a czysta barwa głosu Eddiego jest tak piękna!). Co więcej, słuchając tej płyty wielokrotnie odnoszę wrażenie, że poszczególni muzycy - jakby wstydząc się za swoich kolegów - dla ratowania resztek honoru grupy postanawiają ich zagłuszyć. Rzecz jasna korzystając z tego, co mają pod ręką. Tym sposobem każdy z uczestników wydarzenia gra najgłośniej jak potrafi, a Vedder, rycząc, próbuje się przez ten katastrofalny zgiełk przebić.

Oczywiście są na płycie fragmenty spokojniejsze, nieliczne oazy akustycznego piękna, tyle że zostały skutecznie stłumione przez opisane powyżej zjawisko. Co więcej, ballady niejako obnażają brak pomysłów na ciekawe kompozycje, melodie, czy chociażby aranżacje. Bardzo ciekawie zapowiadające się "Daughter", "Rats" i "Indifference" to tylko niewykorzystane zalążki potencjalnie dobrych (a nawet świetnych) kawałków. Generalnie jest słabo, niezależnie czy Eddie krzyczy wniebogłosy (powinien celować raczej w piekło) czy mruczy sobie pod nosem.

Wyjątkiem, o którym wspomniałem, jest "Elderly Woman Behind The Counter On A Small Town". Cudownie pogodna linia wokalu, ładnie poskładane akordy gitary akustycznej i nieco odstający brzmieniowo, błądzący w tle bas. Gdyby śpiewem zajął się Thom York, utwór śmiało mógłby trafić na wydaną dwa lata później The Bends Radiohead. I bez obaw, czy sprosta konkurencji, zgrabnie wpasowałby się w klimat tamtej płyty. Chyba przez przypadek jednak trafił na katastrofalny, potwierdzający fakt istnienia "syndromu drugiej płyty" album. A może ku pocieszeniu łatwowiernym, którzy skuszeni debiutem Pearl Jam, zdecydowali się na kupno nieszczęsnego Vs.

exodus

* * *


Nie chciałbym występować z pozycji obrońcy starego porządku i jako przeciwnik szargania dobrego imienia idoli młodości. Przyznaję, że lata temu wsłuchiwałem się w każdy dźwięk stworzony przez Pearl Jam, obecnie wracam do nich już bardzo rzadko. Nie ukrywam też, że w moim prywatnym rankingu zespół znajdował się poniżej takich przedstawicieli grunge’owego światka jak Soundgarden czy Alice in Chains. Jednak czytając ostatnie zdanie recenzji exodusa poczułem się wyrwany do tablicy – wszakże ja także kupiłem przed laty ten „nieszczęsny Vs”.

Lektura powyższej recenzji była dla mnie sporym zaskoczeniem. Musiałem mocno się zastanowić, czy te ostre słowa dotyczą tej samej płyty, którą miałem na myśli. Aby upewnić się, przesłuchałem ją, po co najmniej dwuletniej przerwie, a do moich uszu dotarła zupełnie inna muzyka. Tak naprawdę jestem w stanie zgodzić się z exodusem tylko w jednym punkcie – ten album jest inny niż „niemal genialny Ten”. Na tym podobieństwa opinii się kończą. Gdzie ten wrzask Eddiego? Może w trwającym zaledwie niecałe trzy minuty ”Blood”... Zgiełk? Może w kilku momentach, gdy muzycy dają upust czystej, rockowej energii... Brak melodii? Znalazłbym dużo więcej przykładów niż tylko „Eldery Woman...”. Owszem, nie ma ich tak wiele, nie są tak porywające jak na Ten. Ale Vs nie miał być taki.

Pearl Jam po płycie pełnej wygładzonych hiciorów chciał nagrać coś innego, szybszego, brudniejszego... Bardziej grunge’owego? Może Vedder poza emocjami czystego, pełnego głosu, miał też do przekazania te, które ujawniają się tylko poprzez krzyk? Obawiam się, że exodus nie był w stanie spojrzeć na Vs świeżo, bez pryzmatu jej doskonałej poprzedniczki. Pamiętać, że Pearl Jam to nie tylko wpadające w ucho melodie, ale także potężna energia, którą czuć i słychać choćby wtedy, gdy utwory z Vs gra na swoich koncertach.

Moim zdaniem zespół doskonale przebił się przez syndrom drugiej płyty, nagrywając zupełnie inną, zawierającą skrajne emocje, piękne melodie i energetyczne, gitarowe riffy. Potrafił stworzyć zgrany kolektyw w „Go”, bawić się dźwiękami, zawierając najdrobniejsze smaczki choćby w „W.M.A” czy „Rats”. A na koniec umieścił „Indifference”, jedną z najwspanialszych spokojno-nastrojowych ballad tamtej epoki, z osobistym tekstem poświęconym wojnie w byłej Jugosławii, z której emocje i smutek aż krzyczą... Choć Eddie śpiewa tak spokojnie. Takich utworów nie nagrywa się nie mając pomysłów, nie znajduje się ich na płytach bez sensu. Wahałbym się nazwać ją świetną, nie przebija ona też mojego ulubionego No Code. Jednak z całą pewnością nie zasługuje na miano katastrofalnej. Jest po prostu inna.

Alek


 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.