Podczas coraz dłuższych wieczorów naznaczonych wiszącą w powietrzu nostalgią, łatwo zwrócić uwagę na pewną tendencję. Błądzący wzrok skłania się ku określonym, specyficznym rejonom półki z płytami. Niewidzące oczy z niespotykaną wręcz ignorancją przebiegają po grzbietach pozycji pogodnych. Omijają obszary skażone choć odrobiną optymizmu, śladami radości, przejawami chęci do życia. Play.
Przeciągły, basowy ton i bolesne akordy fortepianu, wręcz fizycznie ucieleśniające tragizm. Każdy dźwięk, niczym fraktal, piękny i unikatowy w swej samotności, zarazem doskonale oddaje całość muzycznej układanki. Nieliczne jasniejsze akcenty bezwzględnie tłamszone są przez ciężkie, katastroficzne akordy. I zakłócenia radiowe, niewyraźny monolog. Pojedyncze zrozumiałe słowa dopełniają tylko żałobnej pieśni skrzypiec. Molowa harmonia intensywnieje, tężeje dramatyzm, ale nie osiąga punktu kulminacyjnego (nie, to nie GY!BE). Gaśnie niespodziewanie bez rozwiązania. W końcu to dopiero początek drogi, zachowaj siły.
Pause. Z równym uporem, posuwając się bezczelnie nawet do ingerowania w pracę mięśni szyi, wzrok powraca wciąż w te same miejsca - opanowane przez zakazane w okresie wiosenno-letnim barwy ciemne, gęste. Naznaczone sentymentalnym tragizmem, poczuciem bezsensu wszystkiego i zbliżania się nieuchronnego końca. Przy czym wszystko zdaje się wskazywać, że końca nie najlepszego. Play.
Zabrudzone gitary zapętlone we własnym pogłosie. Chór skrzypiec, jednostajnie powtarzając krótki temat, ciągnie swój płaczliwy lament. W tle oszczędne dawki perkusji, która po kilku minutach wyraźnie wzbiera na sile. Z dźwiękowego półmroku wyłania się drugi motyw smyczkowy. Napięcie rośnie, ale znów kameralna orkiestra nie decyduje się na przekroczenie pułapu granicznego. Nigdy nie podejmie się ostatecznego podejścia na szczyt. Pozostawia to słuchaczowi, jeśli tylko wystarczy mu sił i odwagi. Na moment wszystko cichnie, wybrzmiewa tylko samotny puls fortepianu. Ale wkrótce pozostałe instrumenty odżyją, by połączyć się w podniosłym, dramatycznym unisono. Jedna melodia, a wyraża smutek głębszy niż tysiąc słów.
Pause. Nieraz zastanawiałem się nad celowością tego typu zachowań. Że niby dojrzewający smutek, karmiony przeciągłymi dźwiękami, których jedynym celem jest wpędzanie w depresję, ma spuchnąć do granic wytrzymałości, ulec przesileniu i - niczym komunizm na gruzach kapitalizmu - zakwitnąć utopijnym szczęściem? Jakoś nie wierzę w tę teorię. Tym bardziej, że nie potwierdzają jej obserwacje, tak jak historia nie potwierdziła zapowiedzi Marksa. Play.
Śpiew. Zmizerowany, wątły, drgający w niepewności. Nie wierzy we własne siły i wagę swego przekazu. Może nawet nie chce, by świat usłyszał jego historię. Przejmująca melodia wylewa na muzyczny pergamin zbierane przez lata smutki, pretensje, urazy. I prosty, melancholijny akompaniament fortepianu. Przez kadr przetacza się zagubiony kontrabas; próbuje odnaleźć straconą melodię, na powrót dołączyć do żałobnego chóru. Niestety, nie ma już dla niego miejsca w tej pogrzebowej orkiestrze. Pozostaje schować się na powrót w półcień i obserwować procesję z boku. Ostatnie, beznadziejnie posępne wersy i śpiew gaśnie. "Ohhh don't be afraid / for the parade will not pass our way... "
Pause. Czy to w gruncie rzeczy szkodliwe zachowanie daje się sensownie wytłumaczyć? Czyżby było to czysto ludzkie poszukiwanie podobnych do właśnie przeżywanych stanów, u obiektywnie odległych, ale emocjonalnie bliskich muzyków? Z braku wyrozumiałego przyjaciela pod ręką? Przyjaciela, który nie musi szukać daleko, bo udało mu się znaleźć tuż obok. Jeśli tak, to nie ma chyba skuteczniejszego środka niż nadwrażliwe dźwięki snute przez enigmatycznych Kanadyjczyków. Nie dopuszczam nawet takiej myśli, że w czasie nagrywania swej fatalistycznej muzyki przelewali oni na taśmę magnetyczną uczucia nieprawdziwe, udawane. Takiej głębi emocji udawać się nie da, to jest najzwyczajniej niemożliwe... Możliwe?
Play. Nie!
Monotonne uderzenia klawiszy fortepianu, dramatyczna linia skrzypiec. W tle zaszumione sygnały radiowe, zagubione gdzieś w eterze. Oszczędny akord i złowróżbne smyczkowe vibrato. Nieustający szmer zakłóceń elektromagnetycznych. I skrzypce. Skrzypce i fortepian. I rozpacz. Smutek i skrzypce, rozpacz i fortepian. Rozpacz i smutek. Fortepian i smutek. I rozpacz, smutek, rozpacz, rozpacz, rozpacz, rozpacz, rozpacz, rozpacz, rozpacz, rozpacz, rozpacz, rozpacz, smutek, rozpacz, rozpacz, rozpacz, rozpacz, rozpacz, repeat, rozpacz, repeat. repeat. repeat. repeat. repeat. repeat. Repeat.