ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Soundscape ─ Discovery w serwisie ArtRock.pl

Soundscape — Discovery

 
wydawnictwo: Angel Thorne Music 1997
 
1. A Christmas Carol (Part I - III) - 21:35
2. The God Inside - 4:01
3. Between the Sun and the Moon - 5:45
4. Discovery - 5:47
5. Rite of Passage - 8:59
6. Sailing - 6:51
7. The Wolf Is Loose - 5:26
8 .The Spirit of Adventure (I. Childhood Vision II. Imaginations III. Dreamscape) - 19:28
 
Całkowity czas: 77:54
skład:
Thorne - voc, key / Todd Rose - git,voc / Scott Waite - bass,voc / Lou Caldarola - dr, voc
Brak ocen czytelników. Możesz być pierwszym!
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Brak głosów.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
09.11.2001
(Recenzent)

Soundscape — Discovery

Tak właściwie to głównym bohaterem niniejszej recenzji będzie Rob "Thorne" Volpintesta. Ten amerykański wokalista, kompozytor tudzież klawiszowiec jest postacią wielce niezwykłą. Rozpoczynał karierę w metalowej formacji Sacred Oath, by ostatecznie skupić się na własnych projektach muzycznych. W 1995 r. zrealizował swoją pierwszą rock-operę upamiętnioną podwójnym wydawnictwem "America the Beautiful" opowiadającym o kulisach śmierci Marilyn Monroe. Krótko potem Thorne powołał do życia kapelę Soundscape, z którą nagrał dwa koncept albumy - jednym z nich jest pochodzący z 1997 r., omawiany tu Discovery. Idea rock opery odżyła dla Thorne'a wraz dokonaniem Iago opartym na szekspirowskiej sztuce Otello (1998) z udziałem muzyków Soundscape. Całości dopełnia sakralna muzyka - jak dotychczas, z tego co wiem, nie wydana na krążku. Zaiste niezła to erupcja twórcza, a przy tym - sądząc po Discovery, stanowiąca nader ciekawe i godne poznania zjawisko.

Co gra Soundscape na Discovery ? Posłużę się tu spostrzeżeniem dokonanym przez DDarka - gdyby jakiś młody człowiek poprosił abym pokazał mu art-rock doby lat 90 - tych z całym jego bogactwem wypływającym z różnorakich przecież korzeni, poleciłbym mu recenzowane dokonanie. Discovery stanowi bowiem nader udaną mieszankę wpływów progmetalowych, "czystego" progrocka tudzież momentów jazzrockowych. Pewnie jest to konstrukcja dość karkołomna, niemniej, wierzcie mi, oparta na solidnym fundamencie. Są i inne zespoły proponujące podobne podejście jak np. Under The Sun, Anomaly, Payne's Gray, czy też Black Jester na The Divine Comedy, ale pole do popisu jest na tyle szerokie, że można się tylko cieszyć napotykając kolejnych śmiałków - każdy z nich gra coś zupełnie innego, wspólna jest jedynie ogólna idea różnorodności. Brawa za same chęci, zaś tym większe brawa za udaną realizację swoich zamysłów. Muzykę Soundscape odróżnia dążenie do większej dystynkcji, rozpisanej na poszczególne utwory, w zakresie korzystania ze sprawdzonych już wzorców. Z jednej strony można to uznać za pewne pójście na łatwiznę, jednakże z drugiej klarowność zwykle jest pomocnikiem łatwiejszego zrozumienia i pokochania nagranej propozycji, na dodatek tutaj cała ta klarowność jest wielce umowna i spokojnie może być poddana pod pasjonującą dyskusję. Powiecie: recenzent zostawia sobie furtki, obwarowuje się jak może różnymi zastrzeżeniami bo czuje się niepewnie. Macie rację: czuję się cholernie niepewnie. Czasami pisząc o muzyce podążamy prostą, jasno wytoczoną trasą, niemniej innym razem natrafiamy na mnóstwo rozwidleń tudzież krzyżujących się ścieżek a iść jakoś trzeba. Poprowadzę Was tak jak potrafię mając świadomośc własnego wielce ułomnego zmysłu orientacji.

Rozpoczyna się progmetalowo. A Christmas Carol to jedna z najlepszych, a przy okazji jedna z dłuższych suit tego gatunku jaką słyszałem. To tutaj startuje opowieść o dorastaniu, o drodze jaką musi przebyć chłopiec by stać się mężczyzną, by poznać meandry sexu, by wyrobić sobie światopogląd religijny, wczuć w społeczeństwo, określić swój stosunek do polityki, do wojny zaznając przy okazji przygody z narkotykami. Prawda, że temat niezbyt wydumany, ale jakże ludzki. Za to muzyka wydumana znacznie bardziej i to w sensie jak najbardziej pozytywnym. Jakich gigantów progmetalu wspomnieć przy okazji ? Najprościej zapewne Fates Warning i Dream Theater. Soundscape lawiruje pomiędzy nimi bardzo zgrabnie. Z jednej strony klimatyczność pierwszego i momenty techniki drugiego, z innej heavy metalowe zagrywki charakterystyczne dla wcześniejszego Fates Warning (zwłaszcza początek III) tudzież łamańce made by Teatr Marzeń. Niemniej to tylko słowa - Soundscape gra swoje i powiem Wam, że nawet w tej progmetalowej części albumu zwolennicy "czystego" progrocka znajdą sporo dla siebie - ta suita snuje się raczej umiarkowanym, niemniej fascynującym rytmem. O dziwo - Thorne znalazł złoty środek pomiędzy wpływem swoich klawiszy, a oddaniem pola gitarzyście Rose - nie czuć ani udanego przerostu klawiszy nad gitarą (jak np. w Magellan) ani tym bardziej nieudanego (jak np. w Artension). Tu wszystko jest na swoim miejscu kreując ni mniej ni więcej jak po prostu nowoczesny, cięższy art - rock. Osobiście jestem pod wielkim wrażeniem - także doboru środków wyrazu przez wokalistę, przynajmniej mamy odpowiednią dramaturgię - tak w warstwie muzycznej jak i w interpretacji tekstu. Kolejny kawałek - The God Inside to taka progmetalowa co do zasady piosenka z fajnym, mięsistym podkładem klawiszowym. Between The Sun And The Moon prezentuje umiarkowane tempo, panowie ładnie śpiewają unisono jakkolwiek solowe partie Thorne'a są również bez zarzutu. Początek sugeruje odejście w stronę bardziej wyciszonego progrocka, niemniej w dalszej części znajdziemy i cięższe riffy i pachnące trochę progmetalem podkłady pod sola klawiszowe. Bardzo udana całość. Instrumentalna kompozycja tytułowa znów zwraca uwagę dość równomiernie rozłożonymi akcentami gitary i klawiszy, delikatnie kojarzy mi się to z grającym prog hard-rock zespołem Tiles - też z USA. Troszeczkę tu pozorowanej improwizacji, ale i melodyka niezgorsza - Soundscape cały czas trzyma wysoki poziom. Jakby temu wszystkiemu nie było dość wchodzi Rite Of Passage - wręcz krystalicznie czysto progrockowe, małe arcydzieło. Momentami pobrzmiewają charakterystyczne dla Gentle Giant kombinacje wokalne, fragmentem zaś niezapomnianym jest wyciszony kawałek, kiedy ponad klawiszami unosi się delikatny głos męski, a później gitara akustyczna i wokaliza zaproszonej do tego numeru Angeli Parrish, coś pięknego. Całość, po kolejnych pląsach ala Gentle Giant zamyka urozmaicona partia instrumentalna i śpiew Thorne'a. Powtórzę Wam: jak dla mnie małe arcydzieło. Kolej na ładną balladę Siling z odgłosem morza w tle i nieco onirycznym klimatem. Następna to, odmienna barwa w eklektycznym obrazie całokształtu albumu, przy czym owa eklektyczność - może nieco wbrew dogamtycznemu rozumieniu tego pojęcia - tworzy jednak nową, udaną syntezę. I znów zmiana nastroju - The Wolf Is Loose uderza w stylistykę zbliżoną do progmetalu, fajny dynamiczny utwór z ciekawą grą klawiszy i niezłą robotą wokalną, ale te dwie ostatnie to już standartowe cechy na Discovery. Tak doszliśmy do finałowej odsłony recenzowanego albumu - blisko 20 minutowy, trzy częściowy Spirit Of Adventure pozbawiony jest cięższych zagrywek. Po krótkim intro (Childhood Vision) słyszymy instrumentalny Imaginations, gdzie przyjemne, pastelowe ornamenty sąsiadują z momentami jazzrockowymi. Dreamscape otwiera impresja fortepianowa zwiastująca delikatne, choć częściami podniosłe klimaty utworu, pięknie wygrywa gitara Rose'a, zaś Thorne snuje równie piękną melodię wokalną, nie brakuje i leciutkich zawirowań atonalnych i zmiennych brzmieniowo (od organów na powrót do fortepianu) solówek klawiszowych.

Tak właśnie kończy się ta niezwykła płyta pozostawiając mnie w stanie zachwytu nad wciąż niebagatelnym potencjałem współczesnego art-rocka. Ktoś znów pomarudzi, że to kolejna pozycja z Bieguna Południowego, kiedy na recenzję czeka i nowy Transatlantic i The Flower Kings. Cóż mogę odpowiedzieć ? Na wszystko przyjdzie czas, nie potrafię narzucić własnej wrażliwości sztywnego, zawodowego harmonogramu, potrafię jedynie dać upust emocjom dnia dzisiejszego, które wzbudza we mnie wspaniałe dokonanie Soundscape, a także słuchana równolegle muzyka Kanadyjczyków z Dagmahr i Hamadryad. Może o progowym mainstream'ie napisze ktoś bardziej kompetentny, ja na tę chwilę chciałbym tylko zarekomendować wszystkim Thorne'a i spółkę. Tylko i aż, bo Discovery to jednak prawdziwe odkrycie.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.