Leszek Możdzer – wybitny pianista, genialny (wiem brzmi pompatycznie) aranżer oraz człowiek o totalnie odjazdowym poczuciu humoru uwielbia zaskakiwać.
Tak naprawdę tej płyty miało nie być. Inaczej utwory zarejestrowane na Piano w 1997 roku nie miały ujrzeć światła dziennego. A jednak...jest rok 2004 i płyta jest.
Posępny stary klasztor w Holandii (zamieniony nota bene na szpital dla psychicznie chorych), lekko „chora” odjazdowa atmosfera oraz tajemniczy „mentor” nagrania. Te wszystkie elementy złożyły się na zupełnie abstrakcyjny i nie ukrywam dość specyficzny nastrój albumu (zresztą poczytajcie sobie na temat okoliczności powstania albumu zapis we wkładce do płyty).
Zapis chwili improwizacji. Tego „czegoś” na linii ON i FORTEPIAN. Karma?
Całkiem możliwe. Intrygujący jest ten „pojedynek” człowieka z instrumentem.
12 utworów, z których większość jest autorstwa Leszka. Ponadto dwa standardy jazzowe, lamentacja z XII wieku oraz wykonywana w kościołach pieśń religijna Christus Vincit.
Czy to jesienna płyta? Być może. A może właśnie nie? Na jesienną depresję? A może właśnie nie.?
Czy to płyta jazzowa??...też tego nie wiem....
Wiem tylko, że namacalnie obcuję z ABSOLUTEM!
....PIĘKNEM i tym czymś....DUCHOWYM...
Piano to pierwszy na rynku polskim album skierowany na rynek audiofilski, zatem szczególną wagę przywiązano do naturalnego brzmienia instrumentu. I...rzeczywiście – soczystym brzmieniem fortepianu można się delektować. Posłuchajcie – WY wszyscy wrażliwi na piękno i otwarci na nowatorstwo i niekonwencjonalność.