I oto kolejny – jakże odmienny od progresywnego profilu – skład w portfolio Lynx Music. Bo takiego klasycznego bluesiora krakowska wytwórnia jeszcze chyba nie wydawała
Mowa o górnośląsko-zagłębiowskiej formacji Rockomotive, która debiutuje albumem Słowa przegrane. Ale cóż to za debiutanci? Zespół powstał w 2003 roku z inicjatywy gitarzysty Jarosława Nasalskiego (Blustro, Raut) i ma za sobą ponad dwadzieścia lat wnoszenia muzycznych gratów na wiele zacnych scen i schodzenia z nich z nagrodami. Bo pod tym szyldem wyrwali trzecie miejsce na 24. edycji Festiwalu Rawa Blues, zdobyli Grand Prix na 7. Festiwalu Muzycznym im. Ryśka Riedla, byli też laureatem Małej Sceny 37. edycji Rawa Blues Festival, czyli na kultowych festach z tej muzycznej szuflady. Zresztą, wystarczy spojrzeć na fotki muzyków formacji, aby zauważyć, że już młodzieniaszkami nie są. Bardziej „rockowymi weteranami”, którzy z niejednego muzycznego pieca chleb jedli. Bez urazy, sam piszę z perspektywy człowieka chodzącego po tym łez padole już od ponad pół wieku…
I może dlatego fajnie słucha i „czyta” mi się ten płytę. Albo bardziej precyzyjnie - rozumie intencje, które przyświecały jej powstaniu. Bo panowie oddali w ręce słuchaczy swój debiut nie po to, by podbijać polskie, czy światowe sceny i zostać gwiazdami rocka a przy okazji odhaczyć kolejne miliony na swoich kontach. Zrobili to bardziej dla spełnienia swojego marzenia i posiadania frajdy z tego, że to co grają od ponad dwudziestu lat, zostanie zapisane, utrwalone i trafi do potomnych. Spoglądając zresztą na ich „soszialową stronkę” nietrudno zauważyć, że mają do tego wszystkiego spory dystans.
Czarować o tym, że panowie na tej płycie odkryli beczkę muzycznego prochu nie będę. Bo to co grają jest i musi być zakorzenione w tradycji. Zatem, obcowanie z ich muzyką jest jak słuchanie opowieści starego dobrego kumpla, który co rusz opowiada niby nowe historie, ale robi to od lat w swoim dobrze znanym stylu. Jednym słowem, artyści tworzą swoje autorskie kompozycje, których słucha się jednak jak znanych od lat klasyków. Czy to przytyk? Nie, bo każde granie ma spełnić swoją rolę, swoją funkcję. Jedni będą wyważać stylistyczne drzwi, inni dawać rockową radochę, fajne bujanie, poczucie wspólnoty, być może przy dobrym piwku. I Rockomotive wydają się być świetni w tym drugim wariancie.
Posłuchajcie zresztą killersko brzmiącej bluesowej ballady Blues dla Małej. Po usłyszeniu zaśpiewanych przez Michała Majkę pierwszych dwóch wersów: słuchaj Mała to jest blues, to do życia twego klucz, ty przez życie, żeby przejść, bluesa musisz w sobie mieć, w zasadzie nie miałem pytań. Hymniczny numer i hymniczny tekst. Cóż więcej trzeba, żeby zdefiniować ich muzykę? No dobra, są jeszcze świetne figury solowej gitary (znów Blues dla Małej), hard rockowe riffowanie (Chcę odpłynąć), albo takie kroczące, skradające się, do tego uzupełnione zawiesistym hammondowaniem (Nowy dziwny świat), czy wreszcie kapitalnie grany boogie rock w Monotonii w stylu Status Quo (powiedzmy, w klimacie Whatever You Want). Nie mogę wreszcie pominąć jeszcze jednej balladowej perły, Snu sentymentalnego.
Nie słuchałoby się tego tak dobrze, gdyby nie idelanie wpasowane w tę muzę teksty. Pewnie, że proste, o życiu, odwołujące się głównie do nostalgii za czasem minionym, która jest pewnym lirycznym mianownikiem dla wielu kompozycji. Choć jest też o marzeniach, codzienności i wiążącymi się z nimi rozczarowaniami. Rzadko słucham takiego krwistego bluesa, ale przy tym bawiłem się bardzo dobrze. Polecam Państwu szczerze.