Mógłbym na początku zapytać nieco zaczepnie: jaka rockowa formacja, wydając swój pierwszy album, w dniu jego premiery organizuje spektakularny występ rejestrowany jednocześnie na potrzeby koncertowego wydawnictwa. Do tego występ z orkiestrą, chórem i produkcją na absolutnie światowym poziomie? W odpowiedzi musi paść zupełnie nowy szyld na nie tylko polskiej, ale i światowej scenie ekstremalnego metalu – Patriarkh. I tu oczywiście należy się wyjaśnienie, że Patriarkh to tak naprawdę Batushka Bartłomieja Krysiuka, która postanowiła rozpocząć nowy etap swojego niezwykłego pielgrzymowania. Tym samym zespół symbolicznie zamyka drzwi za „wątkiem dwóch Batushek”, który w minionym roku miał sądową decyzję, o której formacja informowała w swoich social mediach. Żeby była jasność, Patriarkh zrodził się na Batushkowej spuściźnie, czemu grupa pięknie dała wyraz w drugiej części wspomnianego, inauguracyjnego koncertu, odgrywając dawne klasyki, takie jak Irmos II, Wieczernia czy Polunosznica.
Dlatego ta poniższa recenzja – co rzadko mi się zdarza – musi też być po części relacją. Bo to co przygotował i zaprezentował zespół 3 stycznia w łódzkiej Wytwórni było spektaklem, którego formacja nigdy dotąd nie stworzyła. Ale po kolei. Bo album Пророк Илия to tak naprawdę koncept album o słynnej Sekcie Grzybowskiej, na której czele stał niepiśmienny chłop z Grzybowszczyzny, Eliasz Klimowicz, określany biblijnym prorokiem Eliaszem, zmartwychwstałym Joanem Kronsztadzkim, Chrystusem a nawet najwyższym bogiem. Ta niezwykła i nieodległa wszak historia (z pierwszej połowy XX wieku) rodem z Podlasia, znalazła swoje odzwierciedlenie w pracach naukowych, filmach dokumentalnych a nawet w obrazie fabularnym. Tym razem zyskała niecodzienną, muzyczną oprawę.
Nie dziwić zatem powinno, że sceniczne misterium było wielowymiarowe, w którym muzyka uzupełniana była scenami teatralnymi (wychodzący podczas recytacji aktor grający Eliasza Klimowicza, czy wnoszenie i osadzanie w centrum sceny krzyża), płonącymi greckimi krzyżami i świecami, kilkoma telebimami prezentującymi tematyczne zdjęcia czy grafiki, do tego orkiestrą symfoniczną Squad Kulturalny, pod kierownictwem Marzeny Masłowskiej, oraz chórem. Nie wspomnę już o bogactwie strojów skrywających muzyków i ich majestatycznym zachowaniu, które dopełniało całości.
Czas najwyższy, w tej recenzjo-relacji, na to, co najważniejsze, czyli nową muzykę. Mam nieodparte wrażenie – i wierzę, że nie będzie ono odległe od prawdy – że mamy do czynienia z jednym z najlepszych albumów tego, ledwo rozpoczynającego się, roku. I nie chodzi tu tylko o kontrowersyjność, jaką od lat wzbudzają swoją twórczością ci blackmetalowi artyści i tym samym, być może rozgłos w mediach, ale przede wszystkim bogactwo muzycznej formy, jej niejednorodność i nieszablonowość w świecie ekstremalnego rocka, znacznie wychodzącą poza jego ramy. Bo jak nie zauważyć, że tym razem, twórcy z Podlasia, prezentują teksty liturgiczne i ludowe w językach staro-cerkiewno-słowiańskim, rosyjskim, białoruskim, rumuńskim, greckim, bułgarskim, chachłackim i polskim. Do tego wykorzystują tak niestandardowe instrumentarium, jak tagelharpa, mandolina, mandocello, hurdy gurdy i cymbały strunowe, a na płycie pojawia się też orkiestra symfoniczna, męski chór i żeńskie wokalizy (choćby niesamowita Eliza Sacharczuk). A jest też przecież i sam Maciej Maleńczuk pełniący rolę narratora.
I w tym miejscu można byłoby napisać, że wszystko co powyżej zostało skąpane w ciężkim, granym na trzy gitary, balckmetalowym sosie, okraszonym krzykiem. Można, ale byłoby to sporym błędem i uproszczeniem. Bo muzyka Patriarkh jest inna od tej Batushkowej. Mniej wszak w niej ciężaru black i doom metalowej ekstremy, a więcej prawosławnej sakralności (wyrażonej choćby poprzez rosyjskie polifonie), podniosłości, klimatu, etniczności, folku a nawet muzyki filmowej.
Ośmiu kompozycjom nadano tytuł Wierszalin z odpowiednim numerem. Warto tu dodać, że Wierszalin był osadą założoną przez Proroka Ilję, która według niego miała być nową stolicą świata, do której zresztą przybywali pielgrzymi. Czy którąś z tych kompozycji warto wyróżnić. Najlepiej nie, bo ten niedługi, 40-minutowy materiał, tworzy spójną, konceptualną całość, w którą trzeba się zagłębić od początku do końca i z której nie warto wyłuskiwać fragmentów. Choć każdy z nich czymś ujmuje i urzeka. Jak połączone Wierszalin I i II, z pełną złowieszczości recytacją Maleńczuka, za chwilę skontrowaną potężną, nośną rytmicznością i wzniosłymi chóralnymi zaśpiewami. Albo Wierszalin III, jakże odmienny od wszystkiego, z wokalem wspomnianej Elizy Sacharczuk, przenoszącej muzykę Patriarkh w absolutnie orientalne przestrzenie. No i jest wreszcie zamykający całość Wierszalin VIII, dzięki symfonikom pięknie filmowy.
Wyjątkowości temu wydawnictwu dodaje jeszcze forma publikacji. To, że fani mogą zdobyć rzecz na zwykłym CD, czarnym, przezroczystym, żółtym i podwójnym złotym winylu, bądź na kasecie, to już w zasadzie oczywistość znana z Batushkowych czasów. Niemniej warto podkreślić świetną szatę graficzną na czele z okładką, prezentującą obraz olejny Macieja Szupicy. Cóż, Пророк Илия to niebanalna, świetna rzecz, nie tylko dla fanów ciężkich brzmień.