Krakowskie trio Maleszak-Kantor, Piotrowski, Jaglinski, czyli Distant Mantra, nie kazało zbyt długo czekać na następcę udanego debiutu Solitude Republic i po roku zaoferowało jego następcę. W październiku 2023 roku światło dzienne ujrzał krążek Getaway To The Abyss i szybko pokazał, że zespół ma pomysł na swój muzyczny byt.
Widać to już po zewnętrznościach, czyli intrygującej okładce, która na swój sposób nawiązuje do tej z Solitude Republic. Wszak tam mieliśmy dwie postaci, wpasowane w pełną zieleni naturę, z twarzami skrytymi za wizerunkami zwierząt. I tu także zespół przemyca pewien wspólny mianownik. Ponownie mamy dwie osoby, tym razem ukryte za ultranowoczesnymi i dość mrocznie wyglądającymi maskami na tle niesamowitego, górskiego krajobrazu. Czy to pewne nawiązanie do tekstów pełnych uczuć, emocji i międzyludzkich relacji?
Ta płyta nie przynosi praktycznie nic nowego. Gdy wysłuchałem jej kilka razy a potem zebrałem słowa i myśli, aby później ubrać je w recenzyjny tekst, rychło zauważyłem, że moje skojarzenia niewiele różnią się od tych zapisanych w 2022 roku przy płycie Solitude Republic. Czy to źle? Nie, bo tu zespół bardziej ugruntował swoje brzmienie i pokazał w czym się czuje dobrze. Widać, że na siłę nie szuka oryginalności a stawia na dobre kompozycje, które tworzą jeszcze bardziej spójną całość. Przez to, we wszystkich aspektach jest ciut lepiej. Ładnie korespondujący z muzyką wokal Maleszak-Kantor, już nie taki surowy, z dodatkowym pogłosem budujący oniryczność kompozycji. W większości to rzeczy niezbyt spieszne, głównie bazujące na wytworzeniu nastroju pewnej melancholii i nostalgii. Jednocześnie są też niezwykle atmosferyczne i przestrzenne, z wyrazistymi figurami basu, różnorodnymi formami gitarowymi (raz bardziej szorstkimi, innym razem subtelnymi) i klawiszowymi. Jest jednocześnie w tej muzyce nuta chłodu, takiego skandynawskiego, oraz pewna ascetyczność.
Najlepsze piosenki? Tej płyty dobrze słucha się w całości, tym bardziej, że ze swoimi trzema kwadransami nie jest długa. Z drugiej strony warto wyróżnić właściwie wprowadzający w charakter albumu Make Them Go, rozpoczęte ambientowo a później, gdzieś w środku, kapitalnie motoryczne Poison, okraszony polskim tekstem Sen (to już chyba tradycja, na debiucie była polska Bajka, ale też i „szwedzki” Släpp Mig Fri), piękny melodycznie i nieco wniosły I’m Rising czy wreszcie Anthem z nośną i atrakcyjną partią gitary. Zresztą, od refrenu kończącego całość Illusion Of Love [I waste my time, I waste my life easily, I waste my youth, I waste my life easily] też trudno się uwolnić.
Napisałem nieco wyżej, że Distant Mantra na siłę nie szuka oryginalności. Bo przynajmniej na tym etapie nie musi. Choć wydawana przez „progresywną” wytwórnię stroni od takiego grania a łączy post rock z dream pop-rockiem, delikatnymi inspiracjami legendarną 4AD i pewnie wieloma innymi rzeczami, będąc tym samym jedną z niewielu formacji tak u nas grających.