ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Wave ─ Music for the Night Drivers w serwisie ArtRock.pl

Wave — Music for the Night Drivers

 
wydawnictwo: Lynx Music 2023
dystrybucja: Rock Serwis
 
1. Soul Creeper
2. Black Water
3. Symmetry,Arranging & Counting
4. Silva Rerum
5. Radiodreamtime
6. The Days Of Sunny Lemonade
7. Lullaby For Sleepyheads
8. In
9. Return
 
skład:
Marcin Wrona - vocals, electric & acoustic guitars, percussion
Wojciech Lisowicz - grand piano, piano, electric piano, keyboards, harmonica , bass („ In”),acoustic guitar, backing vocals
Artur Ramiączek - drums, percussion
Wiktor Moderau - bass

Guests:

Rafał Gęborek – trumpet
Roch Dobrowolski - cello
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,8
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,0

Łącznie 10, ocena: Dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
04.01.2024
(Recenzent)

Wave — Music for the Night Drivers

Z kielecką formacją Wave jesteśmy niemalże od początku, czyli od wydanego w 2016 roku debiutu Me and Reality, poprzedzonego wszak dwiema EP-kami. Potem, w dwuletnich odstępach, artyści opublikowali jeszcze dwie płyty (Between, [dream]), także recenzowane u nas, i w ledwie zakończonym roku powrócili - po troszkę dłuższej przerwie - z czwartą płytą Music for the Night Drivers. Już tytuł płyty mówi nieco o przesłaniu, czy swoistym koncepcie płyty, o którym zresztą artyści napisali w promocyjnym słowie: każdy kto choć raz odbył długą nocną wyprawę autem wie, że po pewnej chwili podróży umysł wpada mimowolnie w rodzaj transu, wyciszenia i swoistej duchowej lewitacji. To stan w którym przypominamy sobie dawno zakończone relacje, dzieciństwo, twarze ludzi, o których na co dzień nie pamiętamy, zdarzenia, sytuacje, słowa, miejsca, do których tęsknimy - wszystko to co zamieszkuje naszą podświadomość. Intymny, ciepły klimat, nocnej samotnej podróży z delikatną smugą sączącej się radiowej muzyki - sprzyja także autoanalizie, retrospekcji naszych lęków, słabości, obaw i fobii. I taka jest ta płyta, niestety mocno pesymistyczna i dość bolesna, choć zwieńczona powiewem optymizmu wraz z kończącym całość utworem Return.

A jaka jest pod względem muzycznym i jak się ma do wcześniejszych wydawnictw zespołu? Przede wszystkim wyrasta z dotychczasowych albumów, na których artyści zawsze flirtowali ze spokojną, wyciszoną, niespieszną materią, raczej w balladowych tempach. Tu mógłbym napisać niemalże to samo ale… nie zrobię tego, bo powyższe przymiotniki znaczą tu coś innego! Bo to album jeszcze bardziej wyciszony i ascetyczny. Nie ukrywam, że przy pierwszym przesłuchaniu odrzuciłem go, uznając za dość przciętny, niezbyt atrakcyjny i mało przystępny. Były to na szczęście tylko pierwsze wrażenia. Gdyż to muzyka, która w odpowiednim anturażu, okolicznościach i przy odpowiednim skupieniu potrafi pięknie oddać swój urok. Upraszczając – grupa nagrała chyba najtrudniejszą płytę w swojej dyskografii, ale – piszę to z absolutną pewnością - najbardziej dojrzałą!

Może nie wszystkie kompozycje podobają mi się do końca, ale ogólny klimat płyty, oddawany niemalże w każdym utworze, jest bardzo intymny, subtelny i niezwykle kameralny. Piosenki snują się czasami w swojej oniryczności, raz to zbliżając się do ambientowych, innym razem do post rockowych, czy w końcu jazzowych brzmień. Grupa zawsze miała ciągotki do jazzu i jego refleksy były słyszalne na poprzednich płytach. Tu jednak wyeksponowany jest on wyjątkowo, szczególnie dzięki figurom trąbki Rafał Gęborka. No a są jeszcze ujmujące tła tworzone przez wiolonczelę, za której partie odpowiada Roch Dobrowolski. To muzyka bardzo ilustracyjna, potrafiąca wywoływać u odbiorcy obrazy. Przyznam otwarcie, że niektóre fragmenty Music for the Night Drivers mogłyby trafić na ścieżkę dźwiękową Noża w wodzie Romana Polańskiego albo Dziecka Rosemary tegoż samego reżysera, czy wreszcie jakiegoś klasyka Davida Lyncha.    

Najpiękniejszy jest tu oczywiście najdłuższy w zestawie, prawie jedenastominutowy In, bardzo gorzki i emocjonalny. Scharakteryzuję go jednym zdaniem: dawno nie słyszałem tak doskonałego „snuja” o jazzowym posmaku. Prawdziwa perełka. A jest jeszcze Radiodreamtime, który może nie w tempie, a raczej w pewnej muzycznej duszności przywołuje Lullaby The Cure. Ogromnie podoba mi się też The Days Of Sunny Lemonade, chyba najbardziej melodycznie nośny, z ładnym motywem granym na gitarze.

Cóż, album polecam w istocie tym, którzy potrafią zamknąć się w ciszy z muzyką. Może samotnikom lubiącym spojrzeć w głąb siebie? Choć - jak sugeruje zespół - na każdą samochodową, nocną podróż też będzie świetny. Ten motyw zresztą fajnie podkreśla skromna, czarna okładka z widniejącą po środku, widoczną zwykle na desce rozdzielczej, ikoną zapalonych samochodowych świateł.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.