Od lat śledzę muzyczną działalność Ryszarda Kramarskiego recenzując na naszych łamach kolejne wydawnictwa jego formacji i projektów. Nie ukrywam też, że do wielu z tych albumów, czy nagrań mam spory sentyment i chętnie do nich wracam. Niemniej od jakiegoś czasu już nie czekam na kolejne wydawnictwa tego krakowskiego artysty z wypiekami na twarzy. Być może to efekt jakiejś wewnętrznej zmiany i poszukiwania w muzyce pewnej odmienności, a tym samym swoistego znużenia materiału. A może najzwyczajniej przesytu, wszak nie da się ukryć, że Kramarski jest niezwykle pracowity i płodny jeśli chodzi o kolejne wydawnictwa. A te, publikowane dość regularnie pod szyldem Millenium, tRKproject czy Framauro, wielkiej stylistycznej rewolucji nie przynoszą. Tym bardziej, że w poszczególne przedsięwzięcia zaangażowani są często ci sami muzycy.
Mimo tego, ostatnie wydawnictwo tRKproject jest warte zauważenia i to z kilku powodów. Zacznę jednak od pewnych pryncypiów. To już szósta płyta w dorobku tego solowego projektu lidera Millenium, która tradycyjnie jest konceptem opartym na znanej literackiej pozycji. Tym razem Kramarski sięgnął po Homerową Odyseję, osadzając wszak słynny powrót Odyseusza do swojej wiernej żony Penelopy w… przyszłości. Stąd tytuł Odyssey 9999 i naprawdę atrakcyjna, mocno futurystyczna, szata graficzna z pracami Marcina Chlandy. Wielkich zaskoczeń nie ma też jeśli chodzi o muzykę. To w dalszym ciągu neoprogresywny rock utrzymany w nieśpiesznych tempach z doskonale znanymi już z twórczości Ryszarda Kramarskiego zagrywkami i rozwiązaniami. Ładnymi i ciepłymi melodiami oraz fajnymi solowymi popisami gitarowymi, które tym razem wydobywają ze swoich instrumentów Marcin Kruczek (co oczywiste) ale też i... znany z Millenium, Piotr Płonka. Przy tej okazji, warto wspomnieć, że na Odyssey 9999 pojawia się w komplecie niedawny – chciałoby się napisać „żelazny” – skład Millenium, który trzy lata temu nagrał album The Sin.
Co w takim razie podnosi wartość tego wydawnictwa? Zaskakujący goście i kompozycje, w których się pojawiają. Zacznę od wokalisty Galahad, Stuarta Nicholsona, który śpiewając w otwierającym całość Twelve Spaceships i zamykającym płytę Odysseus, niejako spina płytę pewną klamrą. Do tego, sympatycznie jest posłuchać Stu, obdarzonego wszak bardzo specyficzną barwą głosu, w kompletnie odmiennym, muzycznym entourage’u. Ucieszyłem się ogromnie, że po kilku latach przerwy u boku Kramarskiego usłyszałem mojego ulubionego wokalistę Millenium, Łukasza Gałęziowskiego. Niewątpliwie, jego partie w Cyclops Cave i Ithaca są ozdobą tych kompozycji. Największą jednak wartością dodaną tej płyty jest wokalistka Anna Batko (Albion, Hipgnosis) i jej kreacje w Penelope i The Killing Songs of Sirens. Szczególnie ten pierwszy utwór jest prawdziwą perłą albumu! Cudowne wokalizy (ze stylowym pogłosem) położone na delikatnej figurze pianina w tle, z lekko budzącym się basem, po prostu urzekają, tworząc niezwykły, oniryczny klimat. Skumulowane emocje w pewnym momencie wybuchają wraz z wejściem perkusji i malowniczym solo Marcina Kruczka. Gwoli pewnego kronikarskiego obowiązku dodam tylko, że na płycie mamy jeszcze czwartego wokalistę, Marka Smelkowskiego (ex-Millenium), którego zawsze będę wiązać z ujmującymi interpretacjami na albumie Krzysztofa Lepiarczyka, Jakżeż ja się uspokoję… Calypso Nymph, w którym się tu pojawia, jest chyba drugim, po Penelope, moim ulubionym utworem.
To dobry album, w naszej ArtRockowej skali przyporządkowany liczbie 7. Jednak dla fanów twórczości tego krakowskiego projektu, myślę że 9 będzie pewnym minimum. Bo to naprawdę jeden z najlepszych krążków nagranych przez tRKproject. Zatem… „krakowskim targiem” dam osiem gwiazdek. I polecam rzecz Państwa uwadze.