ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Marillion ─ An Hour Before It's Dark w serwisie ArtRock.pl

Marillion — An Hour Before It's Dark

 
wydawnictwo: earMUSIC 2022
dystrybucja: Mystic
 
1. Be Hard On Yourself
i. The Tear In The Big Picture
ii. Lust For Luxury
iii. You Can Learn

2. Reprogram The Gene
i. Invincible
ii. Trouble-Free Life
iii. A Cure For Us?

3. Only A Kiss (Instrumental)
4. Murder Machines
5. The Crow And The Nightingale
6. Sierra Leone
i. Chance In A Million
ii. The White Sand
iii. The Diamond
iv. The Blue Warm Air
v. More Than A Treasure

7. Care
i. Maintenance Drugs
ii. An Hour Before It's Dark
iii. Every Call
iv. Angels On Earth
 
skład:
Steve Hogarth - lead & backing vocals, keyboards, percussion
Steve Rothery - lead & rhythm guitars
Mark Kelly - keyboards
Pete Trewavas - bass, backing vocals
Ian Mosley - drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,3
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,12
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,27
Arcydzieło.
,20

Łącznie 65, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
05.04.2022
(Recenzent)

Marillion — An Hour Before It's Dark

Brytyjska formacja Marillion jest swoistym fenomenem. Powstała ponad 40 lat temu, w czasach kryzysu progresywnego rocka, potrafiła zbudować swą markę, w latach osiemdziesiątych osiągnąć artystyczny i niemalże komercyjny szczyt, by potem przetrwać swoisty kryzys (odejście charyzmatycznego wokalisty) i wreszcie odnaleźć się w nowej rzeczywistości schyłku XX wieku i wreszcie w pełnym nowoczesności XXI stuleciu. To oni wszak przecierali szlaki crowdfundingu wydając płyty dzięki wsparciu fanów, to oni mają dziś niezwykle rozbudowaną na całym świecie sieć fanklubów, świetnie funkcjonują w mediach społecznościowych, publikują mnóstwo koncertowych fanowskich wydawnictw i wreszcie organizują kilka razy w roku święta pod szyldem Marillion Weekend. A przecież nie są już młodzieniaszkami i każdy z nich ma „szóstkę” z przodu.

Najważniejsze jest jednak to, że wciąż wydają płyty, którymi mają coś do powiedzenia, zarówno w aspekcie muzycznym, jak i literackim. Płyty, które są artystycznymi wydarzeniami. Daleko im tym samym do schematu, który dotknął sporą część wielkich artystów lat 70-tych, którzy funkcjonują do dziś, nagrywają albumy, które niewielu interesują, jednak są okazją do kolejnej trasy i odgrzewania na niej mocno ogranej i wypełnionej hitami sprzed lat setlisty.

Artystycznym wydarzeniem jest zatem dwudziesta płyta w ich dyskografii, An Hour Before It's Dark, na którą miłośnicy kwintetu z Aylesbury musieli czekać sześć lat (w 2016 roku ukazał się FEAR, ostatni album z premierowymi dźwiękami). Krótko po premierze albumu Tomasz „Naczelny” Kamiński podesłał mi zdjęcie zakupionej przez siebie płyty. Obaj byliśmy już po pierwszych jej przesłuchaniach i dopytałem Thoma, „cóż go tak wzięło?” Odpowiedział, że sentyment i mnóstwo miałkiej muzyki wokół. I choć nie padł na kolana, przed tą nową płytą Marillionu (pominę tu już ile punktów przyznał w skali 10-punktowej), czułem, że zainicjowanie przez niego tego Marillionowego wątku nie jest przypadkowe i… jest dobrze.

Dziś, po paru tygodniach słuchania wiem, że jest nawet bardzo dobrze! To oczywiście rzecz, która nie zaszokuje fanów. Panowie mają, swoje wspomniane już lata i nie rozpędzają się oraz nie galopują jak swego czasu w Incommunicado. Dominuje stateczność, wyważenie i przemyślenie każdego dźwięku oraz aranżacyjnego detalu. I choć nie brakuje  An Hour Before It's Dark werwy i mocnych momentów, budują je głównie emocjonalność, dramatyzm, patetyczność i swoista symfoniczność tych dźwięków.

To przede wszystkim rzecz niebanalna pod względem lirycznym. Nie powinno to naturalnie zaskakiwać, wszak odpowiadający za teksty Steve Hogarth jest od lat uważnym obserwatorem otaczającego nas świata i z tych obserwacji wynikają jego przelane na papier przemyślenia. Już sam tytuł płyty jest dość wieloznaczny i chociażby w kontekście tego z czym stykamy się za naszą wschodnią granicą może mieć i wręcz apokaliptyczny wymiar. To płyta, która powstała w pandemicznych czasach, choć nie jest typowo pandemiczna w wymowie (jak wiele dziś albumów). Już otwierający album Be Hard on Yourself dotyka tematu zagrożenia katastrofą klimatyczną, ale też konsumpcjonizmu. Ta troska o kondycję współczesnego świata przewija się zresztą przez inne kompozycje, choć jest i The Crow and the Nightingale, będąca hołdem dla Leonarda Cohena.

Pod względem muzycznym artyści w niespełna 55 minut wpisali cztery długie, wielowątkowe, podzielone na części kompozycje (Be Hard on Yourself, Reprogram the Gene, Sierra Leone, Care), dwie bardziej zwarte formy (Murder Machines, The Crow and the Nightingale) i jedną instrumentalną miniaturę, Only a Kiss. Ta pozbawiona wokalu perełka (to w Marillionie totalna rzadkość!), opracowana ledwie na gitarę, bas i klawiszowe tła, jest nie tylko ujmująca ale też i doskonale wprowadzająca w najbardziej przebojowy na płycie Murder Machines z fajnie bujającą sekcją rytmiczną. On też pokazuje na tej płycie pewną tendencję. Otóż Stevena Rothery’ego i jego gitary jest na An Hour Before It's Dark oczywiście dużo,  niemniej nie „wygłasza” on nią patetycznych tyrad jak to dawniej bywało, choćby w magicznym Fallin' from the Moon.  W Murder Machines w zasadzie pełno jest jego pięknych solowych form, jednak są one jakby schowane, za wokalem Hogartha. Wydaje się zatem, że pewną klimatyczność tego albumu budują bardziej klawiszowe figury Kelly’ego i pełen zaangażowania wokal H.

Nie ma tu słabych utworów, w każdym znajdziemy praktycznie jakiś intrygujący moment albo smaczek, funkujący bas i cudne gitarowe solo (Care), smyczki i chór (The Crow and the Nightingale), czy subtelne pianino (Reprogram the Gene). A wszystko to owiane jednymi z najlepszych melodycznych tematów, jakie udało się muzykom skomponować od lat.

Może nie stawiałbym An Hour Before It's Dark w tym momencie obok największych dokonań zespołu (czas może to zweryfikuje) ale z pewnością to jeszcze lepsza płyta od bardzo wszak dobrego FEAR. Warto było czekać sześć lat. Piękna rzecz.

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.