Obecny rok okazał się wydawniczo owocny dla Killing Joke oraz Petera Hooka. Ciekawe połączenie, prawda? Niewielu wie, że Jaz Coleman i Geordie Walker spotkali się z byłym basistą Joy Division w 1993 roku podczas sesji w należącym do niego domowym studio najpewniej z zamiarem nagrania i wydania płyty. Wiadomo było, że powstał jakiś materiał, jednak taśma zaginęła, a wraz z nią słuch o całym przedsięwzięciu. Dopiero w listopadzie 2019 roku odnalazła się kaseta z nagraniami z tamtych sesji. Stało się tak za sprawą Chrisa Kettle, właściciela E.G. Records. Podczas spotkania w londyńskim sklepie muzycznym, w którym Jaz Coleman podpisywał egzemplarze swojego symfonicznego arcydzieła Magna invocatio, Kettle podszedł do niego i miał mu podać rzeczoną kasetę, mówiąc patrz, co znalazłem!. Po tym spotkaniu szybko doprowadzono do remasteringu materiału, a następnie do jego wydania. Pierwsze informacje pojawiły się jeszcze w drugiej połowie 2020 roku. Ostatecznie w marcu tego roku wydano trzy utwory, które znalazły się na winylu ściśle limitowanym do 2000 egzemplarzy. Ponadto utwory oficjalnie dostępne są na serwisach streamingowych.
Jaz Coleman określa tę płytę jako magiczną i spontaniczną, która wszystkich zaskoczyła. Jest wdzięczny Hookowi za to, że ten przekonał go do użycia łagodniejszych barw i tonów jego głosu. Te słowa bardzo pokrywają się z zawartością EP-ki. Słuchacze Killing Joke nie doświadczą tu niczego, co mogłoby kojarzyć się z niesamowitą i ostrą jak brzytwa płytą Extremities, dirt and various repressed emotions z 1990. Album nie ujawnia również tropów z nadchodzącego wówczas niebawem Pandemonium – ciężkiego, majestatycznego i pełnego motywów z muzyki arabskiej. K÷93 zawiera muzykę znacznie cieplejszą, intymną i przestrzenną. Sprzyja bardziej zadumie niż buntowniczym nastrojom. Bliższa jest okołogotyckim dokonaniom Killing Joke z drugiej połowy lat. 80 i połączeniu doświadczeń Hooka zarówno z Joy Division, jak i New Order. Nie należy jednak tych skojarzeń traktować szczególnie wiążąco, bo jest to bardzo oryginalne 13 minut muzyki, które z założenia ma być inne niż wszystko, co dotychczas popełnili członkowie K÷.
Głos Colemana jest tutaj bardziej uduchowiony i subtelny, jak napisałem już wcześniej. Chociaż zdarzają się i jego charakterystyczne krzyki. Są bardziej stonowane i nie wyrażają gniewu, ale na przykład rozdarcie, jak w singlowym Remembrance day. To przepiękny melancholijny utwór o pamięci o tych, którzy odeszli. Jaz tworzy również przestrzenne, minimalistyczne i transowe motywy klawiszowe, z których daje się wyczuć umiarkowany chłód. Gitara Walkera jest tak samo charakterystyczna, jak w Killing Joke. Słychać całą tę jego niezwykłą zgrzytliwość, tym razem jest jednak mniej industrialną, a bardziej wygładzoną. Ponadto Geordie nie traktuje tu gitary jako narzędzia do tworzenia riffów, koncentruje się na atmosferze. Chętnie sięga nawet po brzmienia akustyczne, jak w Scrying. Peter Hook gra zaś bardzo synkopowo, jego bas brzmi przestrzennie i również ma w sobie coś uduchowionego, gładkiego, ale nie sterylnego. W Giving up the ghost występują również plemienne perkusjonalia. Podejrzewam, że odpowiedzialny jest za nie Coleman i to on zaprogramował w ten sposób automaty perkusyjne. Nie brzmi to ani trochę kiczowato, wręcz przeciwnie – jest świeże i żywe. Przez całe 13 minut klimat jest bardzo kameralny. Płyta brzmi tak… domowo. Mimo że ma w sobie sporo melancholii, jest w niej coś bardzo przyjacielskiego i radosnego. Nie potrafię tego dokładnie oddać, ale podczas kolejnych przesłuchań wyobrażam sobie całą trójkę zamkniętą w studio i cieszącą się wspólnym tworzeniem.
Ten materiał broni się w 2021 roku i nadal jest przekonujący głównie za sprawą autentyzmu wyłaniającego się z chęci stworzenia czegoś wspólnie. Jest to udane artystyczne spotkanie dwóch światów, które funkcjonowały dotąd na tyle blisko siebie, że musiały w końcu doprowadzić do narodzin czegoś nowego. Przecież panowie poznali się jeszcze w 1979! Wówczas Killing Joke zagrali trasę koncertową z Joy Division. Jaz Coleman za każdym razem bardzo ciepło wypowiada się o tym doświadczeniu. Myślę, że powstanie tego materiału to naturalna kolej rzeczy. To coś, co musiało się wydarzyć i było potrzebne zarówno samym twórcom, jak i oddanym słuchaczom. Na pewno nie należy tej płyty traktować wyłącznie jako ciekawostki. Każdy fan Killing Joke, Joy Division i New Order powinien się z niniejszym materiałem zapoznać. Oceny nie daję, ponieważ trudno jest przyznać notę w tak szerokiej skali zaledwie trzem utworom. Mimo to szczerze polecam. To bardzo emocjonalny i pełen szczerej radości oraz prawdziwego talentu epizod trzech niezwykłych osobowości. Mam nadzieję, tak jak Peter Hook we wkładce, że taka kolaboracja wydarzy się jeszcze kiedyś… Na koniec słowa Colemana o K÷93: Kiedy posłuchasz tej rzadkiej chemii, zrozumiesz, dlaczego zawsze czułem, że to doświadczenie błaga o pełne opus magnum gdzieś w najbliższej przyszłości.