Z wrocławską formacją Less Is Lessie zetknąłem się już podczas ich toruńskiego koncertu w ramach XIII Edycji Festiwalu Rocka Progresywnego w 2019 roku. I jakoś wyjątkowo nie zapałałem do tego, aby wracać do ich muzyki. Jednak opublikowany w tym roku promujący klip do kompozycji Blue Steel (Less Is More) już zaintrygował, podobnie zresztą jak sam utwór. Okazuje się, że debiut formacji jest równie interesujący i warto się mu przyjrzeć.
Ponieważ to na naszych łamach debiutanci, poświęćmy im kilka słów wstępu. Swoją działalność rozpoczęli w 2015 roku na koncercie we wrocławskim studiu Uniq Sound. Płyta z tego występu ukazała się w 2016 roku. Dwa lata później artyści wydali swój pierwszy studyjny singiel Blackout, który radiową premierę miał na antenie radiowej Trójki. W ciągu ostatnich kilku lat grupa wzięła też udział w kilku muzycznych konkursach osiągając w nich niemałe sukcesy.
Na The Escape Plan formacja miała pomysł. Oryginalny, ubrany w swoisty koncept album. Muzycy bowiem, wykorzystując swoje przywiązanie do Wrocławia, w którym mieszkają, postanowili stworzyć płytę o nim. A w zasadzie o wrocławskim Nadodrzu – dzielnicy z bogatą historią i interesującym klimatem. Płyta jest zatem formą podróży po dzielnicy, w której słuchaczowi towarzyszy przewodnik – narrator, którego słyszymy między głównymi kompozycjami. Zwykle są tam niedługie dźwiękowe przerywniki, zatytułowane nazwami ulic czy placów (zaczynamy na ulicy Nowowiejskiej a kończymy w okolicach wrocławskiego Portu Miejskiego, wcześniej przemieszczając się między innymi przez Słowiańską, Jagiellończyka, Kurkową, Chrobrego czy Reymonta) okraszone samplami z autentycznych nagrań odgłosów z kolejnych miejsc, bądź partiami trąbki, harmonijki ustnej i akordeonu. Całości konceptu dopełnia włożona do digipaku mapa Nadodrza z przebytą trasą i tytułami utworów oraz fotografie miejsc pomieszczone z tyłu mapy.
Jak napisał o stworzonych tu dźwiękach zespół: dodaliśmy warstwę muzyczną, która otwiera pewną drogę ucieczki od niesprzyjającego otoczenia i miejskiego zgiełku. Ta droga ucieczki najogólniej mówiąc przybiera progresywno rockową formę. Kompozycje zwykle są dość długie (6-8 minutowe), wielowątkowe, różnorodne, ciekawie zaaranżowane, ze zmianami tempa i klimatu. Niewątpliwym wyróżnikiem ich brzmienia są skrzypce. Weronika Kowal tworzy naprawdę piękne, melodyjne formy, raz to nadające żaru i energii, innym razem wnoszące mnóstwo nostalgii. Generalnie większość utworów ma niespieszny, melancholijny charakter, choć nie brakuje też i rockowego pazura. Całość zaczynają trochę industrialne odgłosy zawarte w Wyszyńskiego. A potem mamy The Great Escape z jakby odhumanizowanym wokalem. Z kolei The Fall przywołuje momentami nastrój Karmazynowej nostalgiczności z debiutanckiego In the Court of the Crimson King. To jedna z najbardziej udanych tu kompozycji, z początku balladowa, wyciszona, ze ślicznym gitarowym solo (w trochę Riverside’owym stylu), potem szybsza, transowa, z popisowymi figurami skrzypcowymi Kowal. Instrumentalny 20/20 przynosi trochę jazzowym smaczków, zaś One Minute At A Time zaciekawia dźwiękami karimby i ewidentnie Floydowym nastrojem. Fast And Furious jest natomiast z początku bardzo oniryczny ze szczyptą psychodelicznej elektroniki. Zamykający album, wspomniany już wykorzystany do promocji Blue Steel (Less Is More) (z gościnnym udziałem Michała Wojtasa z Amarok) to kolejny mój faworyt. Szczególnie na jego początku słychać wpływy norweskiej formacji Gazpacho, później jeszcze raz mamy gdzieś na chwilę ducha balladowego Riverside. Ponadto cały utwór broni się ujmującą melodyką. Dobre, melodyczne tematy są zresztą silną stroną całej płyty. A to w muzyce jest istotne.
Naprawdę niebanalny album zespołu, który wydaje się, że ma spory potencjał na tworzenie kolejnych niesztampowych płyt, z czasem pewnie z większą dozą własnego „ja”. Mocna ósemka. Polecam szczerze.