Czekając na Przyszłość, czyli cykl o solowych płytach Stevena Wilsona - Część 4.
A właściwie 3.5, ponieważ Cover Version nie jest "pełnoprawnym" studyjnym albumem Stevena. Recenzowana płyta to kompilacja, na którą złożyło się dwanaście utworów wydawanych jako cykl w latach 2003-2010. Na każdym krążku w serii znajdowały się dwie piosenki: cover oraz utwór autorstwa Wilsona.
Cover Version I - Thank U - jest dobrym zwiastunem brzmienia całego albumu. To niezwykle intymna, krucha wręcz wersja utworu Alanis Morisette. Steven... po prostu zaśpiewał przy delikatnym akompaniamencie gitary i fortepianu. Do całego cyklu Cover Version mam szczególną słabość - jestem ogromnym fanem głosu Wilsona, a tu Steven śpiewa głównie w sposób nieprzetworzony, bez żadnych efektów ani udziwnień. A do tego wręcz popowe piosenki! Pierwszy krążek z serii Cover Version ukazał się jeszcze przed studyjnym debiutem Blackfield - wtedy tak delikatne i proste utwory śpiewane przez Stevena Wilsona były czymś zupełnie nowym. Moment I Lost wypada z początku trochę zbyt banalnie, ale pod koniec artysta "przemycił" nieco gitarowych ślizgów w stylu Porcupine Tree. The Day Before You Came już w oryginale nie był zbyt wesołym utworem, ale dotyk Stevena Wilsona zmienił go w miniaturową, melancholijną perełkę. Wystarczy zamknąć oczy, by poczuć przeplatające się uczucia ciepła i chłodu. Idealna piosenka na jesień i zimę. Warto też wspomnieć, że autorem The Day Before You Came jest... ABBA. Partnerem drugiego coveru jest Please Come Home - utwór, który zawsze wywołuje u mnie uśmiech. Nie potrafię się powstrzymać, gdy słyszę te ostrożne, niepewne dźwięki gitary. Urocza, wręcz słodka miniaturka. Wyśmienicie wypada idąca w stronę trip-hopu przeróbka A Forest zespołu The Cure. Prawdziwie hipnotyzujące wykonanie, zdecydowanie lepsze niż oryginał - Steven Wilson może wielkiego głosu nie ma, ale w porównaniu do zawodzenia Roberta Smitha słucha się go bardzo dobrze. Z kolei Four Trees Down mógłby znaleźć się na Recordings Porcupine Tree - nastrojem pasowałby tam idealnie. Czwarty cover to The Guitar Lesson autorstwa Nicka Currie'ego, kryjącego się pod pseudonimem Momus. Wilson wyśpiewuje przerażający, momentami nawet obrzydliwy tekst w groteskowo niewinny sposób, a powietrze staje się gęstsze z każdą sekundą... Punkt kulminacyjny "Lekcji Gitary" naprawdę potrafi zmrozić krew w żyłach.
She comes into my lap, I turn her around
Her hands clasp my neck and her feet skim the ground
Her skirt travels up under my palm
But the pupil sits looking so calm...
Niesamowite wykonanie i bez wątpienia najlepszy utwór na płycie. W życiu nie powiedziałbym, że nie jest to autorskie dzieło Stevena! Z każdym odsłuchem mam ciarki, choć Wilsonową wersję The Guitar Lesson słyszałem już setki razy. W parze uzupełnia ją aranżacja tradycyjnego utworu The Unquiet Grave, zupełnie niepodobna do folkowych interpretacji Joan Baez czy The Dubliners. Wersja Stevena przypomina raczej dużo bardziej posępną odsłonę Veneno Para Las Hadas. Przebój Prince'a - Sign o' the Times - Wilson z początku śpiewa bardzo delikatnie, jakby niepewnie... Ale to tylko chwilowe uśpienie czujności słuchacza - w refrenie głos Stevena wypada naprawdę imponująco. To kolejny cover, który podoba mi się zdecydowanie bardziej od oryginału - choć nie rozumiem, w jakim celu tak dobre wykonanie niszczyć falą hałasu na koniec. Na szczęście beztroski i żartobliwy Well You're Wrong przynosi ukojenie. Ze wszystkich sześciu coverów Lord of the Reedy River najmniej różni się od oryginału, a zresztą nawet wykonanie Donovana nieszczególnie zapada w pamięć. Zdecydowanie najsłabszy moment krążka. Album wieńczy idealnie zatytułowany An End to End - to nie tylko zakończenie albumu, ale i ostatni utwór na ostatniej płycie w cyklu Cover Version. Z perspektywy czasu zastanawiam się, czy ta podszyta psychodelią piosenka nie była inspiracją dla muzyki zawartej kilka lat później na płycie duetu Storm Corrosion.
Cykl oraz album Cover Version miał być głównie ciekawostką dla fanów, ale większość piosenek - czy to autorstwa Stevena, czy innych artystów - wypada naprawdę świetnie. Wszystko brzmi krystalicznie czysto, a same utwory są najzwyczajniej w świecie ładne. Polecam położyć się, zamknąć oczy i pozwolić płynąć tym pięknym, delikatnym dźwiękom...