Łódzka formacja Naked Root nie powinna być obca naszym czytelnikom, wszak o wydanym cztery lata temu debiucie zatytułowanym po prostu Naked Root pisaliśmy w naszym serwisie. Wówczas była to w mojej ocenie niezła płyta, jednak wraz z wydanym w tym roku The Maze zespół skacze naprawdę o półkę wyżej. I to pod wieloma względami. Choćby od strony graficznej - album zdobi itrygująca, z ciekawą symboliką okładka autorstwa Aleksandry Podkulińskiej.
Zdecydowanie lepiej jest także pod względem brzmienia, a śpiewająca Jola Górska radzi sobie absolutnie pewniej, dobrze czując się zarówno w mocniejszych, zadziornych numerach, jak i tych o spokojniejszym wyrazie. Od wspomnianego debiutu w formacji doszło do jednej roszady, Macieja Morawskiego za bębnami zastąpił Grzegorz Szelewa, dlatego też nie ma tu jakiejś kolosalnej rewolucji stylistycznej, niemniej to album nieco inny od Naked Root. Bardziej różnorodny, z ciekawszymi kompozycjami i pomysłami, lepszą melodyką. O ile wcześniej zdecydowanie przeważał pierwiastek hardrockowy, tu grupa w większym stopniu stawia na progresywną formę. Album zresztą jest tak zgrabnie ułożony, że zespół daje więcej oddechu i między cięższymi fragmentami potrafi zagrać spokojnie i klimatycznie.
Podstawą jest oczywiście ciężki gitarowy riff i pokazuje to już początek płyty. Otwierający album Joy Toy to w zasadzie pędzący rocker, następujący zaraz po nim Fair Weather Friends, choć nieco wolniejszy, ma swój ciężar oraz pewną mroczność. Jednak już Thorn przynosi sporo przestrzeni w zwrotce oraz atrakcyjną przebojowość. Jeszcze mocniej zaskakuje tytułowy The Maze. Rozpoczynające go arcyprogresywne solo gitarowe mogłoby trafić na któryś z albumów Marillionu. A potem mamy w nim jeszcze zmiany tempa i dobry riff. To jedna z najlepszych tu kompozycji. A skoro o przebojowości była mowa, warto zwrócić jeszcze uwagę na ich wersję You Know My Name (głównego tematu z Bondowskiego Casino Royal w wykonaniu Chrisa Cornella) oraz stylową balladę Stardust rozpoczętą uroczym motywem pianina i okraszoną takowym popisem gitarowym.
Choć w większości pozostałych kompozycji dominuje gitarowa forma nie można zapominać o zręcznie wykorzystywanych instrumentach klawiszowych łagodzących nieco brzmienie. Jako bonus dodano trzy utwory zaśpiewane przez Górską w rodzimym języku (to wersje Thorn, Stardust, I Won’t Give Up) będące ciekawą i wartościową odmianą od anglojęzycznej całości. Dobry, zasługujący na uwagę album.