W lutym tego roku nakładem krakowskiego wydawnictwa Lynx Music ukazał się debiutancki album Piotra Damse zatytułowany Inside Outside. Płyta jest jeszcze jednym odejściem wytwórni od szeroko rozumianego rocka progresywnego i oferuje kompletnie odmienne klimaty.
Zacznijmy jednak od głównego bohatera, o którym nie mieliśmy do tej pory okazji pisać. Piotr Damse to gitarzysta basowy, pianista, skrzypek i kompozytor. Wieloletni uczestnik kursów muzycznych, nauczyciel muzyki oraz pedagog. Współpracuje z licznymi formacjami muzycznymi i artystami udzielając się jako sideman i muzyk sesyjny.
Na wydawnictwie, które ozdobiła prosta, czarno – biała okładka, jakby nawiązująca do koncepcji yin i yang z dwiema przeciwnymi, lecz uzupełniającymi się siłami, znalazło się jedenaście, wyłącznie instrumentalnych, kompozycji wpisanych w nieco ponad pięćdziesiąt minut muzyki.
Muzyki w większości folkowej, w której wykorzystywane są brzmienia takich instrumentów jak harfa, skrzypce, duduk, czy banjo. Znaczną część kompozycji charakteryzują etniczne bębny. Część z utworów ma bardzo pogodną, żywą naturę (Coast of siesta, East West, Steel on drums), część zwraca uwagę nastrojem (Duduk dream). Wraz w wybranymi utworami wędrujemy w określone rejony świata, przykładem tu niech będzie orientalny Maharishi. Wspomniany już wcześniej East West ma dwa oblicza – folkowe, podkreślone figurami skrzypiec i charakterystycznymi zaśpiewami zbliżającymi utwór do stylistyki world music, oraz drugie – bardziej elektroniczne. Zresztą nie tylko w tym utworze obcujemy z elektroniką w stylu Vangelisa. Wystarczy posłuchać otwierającej album Andromedy, czy pięknego, ilustracyjnego i mojego tu ulubionego, Orient express.
A to nie wszystkie twarze tej płyty. Kompletnym zaskoczeniem jest bardzo mroczne Inferno, balansujące na pograniczu muzyki eksperymentalnej i mogące być idealną ścieżką filmową do jakiegoś psychologicznego horroru. Kompozycja ta najbardziej odstaje od tej dość jednorodnej płyty. Mamy jednak jeszcze Zion, w którym Damse przez moment obcuje z rytmiką reggae oraz kończący całość New life, w którym brzmienie bębnów i basu kojarzy mi się ewidentnie z… wielkim hitem Berlin Take My Breath Away nagranym na potrzeby filmu Top Gun.
To oczywiście bardzo specyficzne granie, niemniej jeśli ktoś smakuje w melodyjnej, instrumentalnej, mającej relaksacyjny w większości charakter muzyce, może po tę płytę sięgnąć.