Aż osiem lat czekała Alhena na wydanie pełnowymiarowego debiutu. Ta powstała dziewięć lat temu bydgoska formacja nie powinna być obca naszym czytelnikom, wszak wydaną w 2011 roku EP-kę recenzowaliśmy w serwisie. Cóż, życie tak się potoczyło, że mimo obiecujących dźwięków płynących z tego niewielkiego wydawnictwa, nie udało się pójść za ciosem. Ostatecznie, po okresie roszad w składzie (wokalistka Marta Bejma i basista Patryk Durko są „nowymi na pokładzie” w stosunku do wspomnianej EP-ki), udało się dobrnąć do tej ważnej dla nich premiery.
Ci, którzy słyszeli Alhenę kilka lat temu zauważą, że wielkich zaskoczeń i zmian nie ma. Zresztą wśród trzynastu nagrań są cztery, które na wymienianej tu już małej płytce się znalazły (Nemesis, Breath, Better i Trial). To że płyta jest stylistycznie bardzo spójna tylko potwierdza powyższą konstatację.
Bydgoszczanie to rockowy, a nawet chwilami wręcz metalowy skład z kobiecym wokalem, co może odbiorcy sugerować szukanie w szufladzie z takimi popularnymi nazwami jak Within Temptation, Delain czy After Forever. Ale nie tędy droga. W porównaniu z Alheną mnóstwo tam metalowej pompatyczności i symfoniczności. Nasz rodzimy kwintet jest bardziej oszczędny w swoim muzycznym wyrazie. No może włoska Lacuna Coil byłaby tu stylistycznie bliższa. Przy okazji recenzji EP-ki przywoływałem i polskie nazwy, takie jak trochę już zapomniane Moonlight, Artrosis czy Delight. I z nimi bydgoszczanom jest chyba bardziej po drodze. Cóż by nie napisać, ta powyższa wyliczanka uświadomiła mi dwie rzeczy. Że jednak trudno w prosty sposób sklasyfikować muzykę Alheny oraz to, że obecnie na naszym rodzimym rynku jest tak naprawdę niewiele podobnie grających zespołów. A to z pewnością duży plus dla formacji.
Muzycy tworzą w większości dosyć zwarte, pięciominutowe kompozycje, które jednak mają często wielowątkowy charakter. Sporo w nich zmian tempa (naprawdę fajne, ekspansywne i bogate bębny) i klimatu. No i kontrastu, który najlepiej uwidacznia się przy zestawieniu bardzo czystego i melodyjnego wokalu Bejdy z ciętymi, selektywnymi gitarowymi riffami. Ładnie spajają to czasami dość nowoczesna elektronika (np. Awakening, Epilogue), niekiedy bardzo klasyczne klawiszowe tła, bądź wreszcie ciepłe figury pianina. Nie można zapomnieć też o ciekawych gitarowych solówkach autorstwa Tomasza Bogulskiego, których jest tu przynajmniej kilka (Breath, Every Time, Lost, Trial). Dzięki temu brzmienie Alheny może przywoływać progrockowe, bądź progmetalowe rozwiązania, niemniej unosząca się nad ich graniem delikatna mroczność i atmosferyczność nieco ten ogólny obraz tonują, lekko zahaczając o gotyk. Sporo tu dobrych melodii, które może nie wchodzą od razu, ale z czasem zostają na dłużej. Prym niewątpliwie wiodą tu bardziej stonowane utwory: piękny Breath, balladowy Lost czy Every Time.
Choć album otwierają i zamykają instrumentalne kompozycje Prelude i Epilogue, trudno raczej mówić o klasycznym koncept albumie. Zresztą teksty dobrze oddające atmosferę płyty, dotykające między innymi ludzkich relacji i uczuć, stworzyło kilku autorów. Bardzo ciekawa płyta. Mam nadzieję, że formacja pójdzie za ciosem i na następny album nie trzeba będzie czekać aż ośmiu lat.