Wiem, że wygląda to trochę dziwnie. Święta Bożego Narodzenia dawno już za nami, te wielkanocne już za niecały miesiąc (przy okazji których wybrzmi gdzieniegdzie Marillionowe… Easter), a ja tu piszę o takiej płytce. No ale wyjątkowe dla polskich fanów Marillion informacje o przyjeździe do naszego kraju Steve’a Rotherego i Steve’a Hogartha zmobilizowały mnie wreszcie do odpalenia tego wydawnictwa.
Rzecz w istocie ukazała się całkiem niedawno, w grudniu ubiegłego roku, jako dodatek do piątego numeru magazynu The Web Poland (także i innych wydań krajowych tego fanklubowego magazynu). Marillion jest zespołem, którego fani naprawdę muszą mieć oczy dookoła głowy, żeby ogarnąć wszystkie publikacje wydawane przez grupę. Mnóstwo koncertówek, reedycji, wznowień, kompilacji, rarytasów, w tym, między innymi, takie fanowskie drobiażdżki.
Wydawnictwo niby skromniutkie, w zwykłej tekturce, z zapisanymi świątecznymi „wideo życzeniami” od zespołu. A jednak mające danie główne, które może zaintrygować. Jest nim sekretny, trwający ponad 100 minut, występ zespołu w studiu Racket z 4 marca 2017 roku. Uczestniczyła w nim niewielka grupka fanów, którzy zapłacili po 10 funtów w kampanii Pledge do albumu F.E.A.R. a potem mieli szczęście w losowaniu.
Największym smaczkiem Christmas at the Club jest zapis na nim pierwszego wykonania w całości krążka F.E.A.R. Zespół przygotowywał się wówczas do zbliżających się Marillion Weekends. To oczywiście koncert niecodzienny. Kameralny i skromny. W „zagraconym” studiu, w różnych jego miejscach, usadowieni muzycy oraz Phil Brown, nadworny nagłośnieniowiec kapeli za swoim stołem z suwakami, zaś między nimi (a w zasadzie w samym środku studia) słuchacze.
F.E.A.R. idealnie nadaje się do odtwarzania w takim entourage’u. W takim wyciszeniu, stateczności i w swoistej scenicznej ascezie. Nie ma tu wielkiej napinki, czy przemów Hogartha (którego czasami zawodzi wokal a on sam podgląda jeszcze kartki z tekstami). Całość jednak utwierdza mnie w przekonaniu, że Fuck Everyone and Run to w istocie jeden z najlepszych albumów Marillion w ostatnich latach. Występ, sfilmowany przy użyciu pięciu osadzonych na stałe kamer, uzupełniają piękne Splintering Heart, Interior Lulu, Real Tears For Sale oraz na finał, zawsze znakomite, The Great Escape. Ot, ciekawostka, ale cieszy oko i ucho, bo i brzmienie całości jest satysfakcjonujące.