Tim Orders tworzą muzycy, którzy powinni być znani naszym czytelnikom z innych grup, o których pisaliśmy. Wokalistą zespołu jest Krzysztof Borek (Three Wishes, Figuresmile, Xanadu, Whisper) a gitarzystą Wojtek Kościelny (Figuresmile, Three Wishes, Zant Kerk). Ponadto w formacji grają perkusista i klawiszowiec Maciej Terlecki (Papertree, Tuul), basista Tomasz Kot (Papertree, Deadline) i gitarzysta Dawid Kot. Ich debiut, Songs for Nobody, ukazał się najpierw w wersji cyfrowej jeszcze w listopadzie ubiegłego roku, wkrótce jednak przybrał i fizyczną formę. Na srebrny dysk, ubrany w ascetyczną, czarno-białą okładkę, trafiło zatem dziewięć autorskich kompozycji, do których słowa napisał wspomniany Borek.
Czy ci, którym przypadły do gustu krążki Three Wishes i Figuresmile, znajdą tu coś dla siebie? Raczej tak, choć to muzyka zupełnie inna a swoistym spoiwem jest bardzo charakterystyczny, wysoki, ekspresyjny i emocjonalny wokal Krzysztofa Borka. Można powiedzieć, że Songs for Nobody jest, przynajmniej dla tego muzyka, efektem pewnej muzycznej ewolucji, od gitarowego i Toolowego Three Wishes po, jeszcze chwilami mocny, ale naładowany sporą ilością elektroniki, Figuresmile.
Tim Orders prezentuje muzykę bardzo klimatyczną, o wiele bardziej subtelną, bez wielkiego ciężaru gitar, za to z dużą dozą wspomnianej elektroniki. O atmosferze albumu sporo już mówi pierwsza z dziewięciu zaproponowanych kompozycji, I Had A Dream. W większości bardzo ascetyczna, tylko z wokalem, któremu towarzyszą dźwięki akustycznej gitary. W ostatniej minucie, gdy wchodzą leniwe i oniryczne formy gitary elektrycznej oraz perkusja, przenosimy się w post-rockowe rewiry. To jeden z ważnych muzycznych tropów. Słyszalny nawet w następnym, jakże odmiennym, bo zbudowanym na wyrazistym rytmie I am cooling off. Wszak w zwolnieniach mamy niemalże klasyczne post-rockowe gitarowe tła. Jednak złudzeń nie pozostawia przede wszystkim Ctrl+Alt+Del - wręcz hołd dla twórczości Islandczyków z Sigur Rós – ze śpiewającym w delikatnie falsetowych klimatach (niczym Jónsi) Krzysztofem Borkiem. Ten post rock nie jest tu oczywiście przypadkowy, bowiem perkusista Maciej Terlecki oraz basista Tomasz Kot od kliku lat grają w parającym się instrumentalnym rockiem Papertree.
Kolejne kompozycje, Dance, Us, czy Sad Song for Sad People przynoszą znów mnóstwo muzycznego, nostalgicznego i nieśpiesznego smutku, kreowanego także przez klawiszowe plamy. Dance, dla mnie jeden z najładniejszych utworów na płycie, mógłby się spodobać miłośnikom tej bardziej wyciszonej, melodyjnej i zadumanej twórczości Stevena Wilsona. Z kolei Sad Song for Sad People urzeka pięknym refrenem. Zresztą, siłą płyty są naprawdę niebanalne, pozostające na długo, emocjonalne melodie.
Ostatnie trzy kompozycje na albumie zaśpiewane są po polsku, co troszeczkę w moim odczuciu zakłóca spójność i jednorodność płyty. Szczególnie pierwszy z nich, Szybko, swoją syntetyczną surowością, kłóci się z melancholijnym obrazem płyty. Płyty wszak bardzo udanej. I wierzę, że wbrew tytułowi, piosenki na niej zawarte trafią do wielu. Bo na to zwyczajnie zasługują.