Z Grecji na Marsa, a potem do Watykanu.
Czyli cykl o Vangelisie.
Odcinek dwudziesty pierwszy.
Vangelis gra new romantic.
Album niezbyt znany, niezbyt popularny i niezbyt ceniony. Na progarchivach ma rating raptem 2,47 na 5, czyli raczej marnie. Ale ja go lubię.
Jak na Vangelisa to dosyć dziwna rzecz. Sporo tutaj ówczesnego, elektronicznego popu, na przykład "I Can't Take Anymore", lub "Multi-Track Suggestion", samego Vangelisa dużo mniej, a jeśli, to takiego kameralnego i wyciszonego, jak w "Memories in Green". Ale zdarza się jeszcze coś innego – „Not A Bit - All of It" brzmi jak spor reklamowy, a właściwie jest to jego parodia – rzecz bardzo wyjątkowa, na innych płytach artysty elementów satyrycznych nie uświadczymy. Wydźwięk całej płyty nie jest specjalnie pozytywny – to nieco dystopiczne spojrzenie w przyszłość. Trzeba jednak przyznać, że nawet w kategorii electro-pop, czy new romantic "See You Later" jest co najmniej dobre. Współpraca z Chrismą nie poszła w las. Dwa pierwsze numery, czy "Suffocation" są bardzo udane, chociaż "Suffocation" w całości brzmi jak z sesji do "Short Stories" (to nie zarzut, tylko stwierdzenie faktu). Poza tym, jak na płyty Vangelisa sporo tu ludzkich głosów – w postaci elektronicznie przetworzonej, jak i normalnych wokali – można powiedzieć płyta piosenkowa, też chyba pierwsza taka w dorobku artysty, bo potem było tego nieco więcej.
Niespecjalnie dziwi mnie taka podła opinia o tym krążku wśród fanów. Zwykle nie lubią oni, jeśli ich ulubieniec próbuje coś bardzo zmieniać w swojej muzyce, a jeszcze tak, że omalże styl zmienia, bo taki typowy Vangelis to jest utwór tytułowy i "Mermories in Green". Natomiast czasami dobrze jest takich nietypowych płyt słuchać bez uprzedzeń. W tym przypadku łatwo mi tak pisać, bo lubię Vangelisa, ale eighties też i można powiedzieć, że dla mnie „See Your Later” to jakby dwa w jednym. Chociaż nie do końca. Dla mnie też Vangelis jest dostarczycielem nieco innej muzyki. Jednak też wpływ na mój odbiór tej muzyki miało to, że po raz pierwszy posłuchałem jej stosunkowo niedawno – znaczy niedawno w porównaniu z innymi płytami muzyka – było to już chyba nawet po „Mythodei”, czyli „Direct”, „The City”, „Oceanic”, czy „Voices” miałem zaliczone, nie mówiąc o „1492” – czyli właściwie cały ten lżejszy kaliber miałem zaliczony. Bo „See You Later” tak na „żywca” w 1980, po takich „poważnych” dziełach jak na przykład „Spiral”, „China”, „Opera Sauvage”, mogło wzbudzać co najmniej zakłopotanie, szczególnie, że wtedy to nie do końca był ten sam „target”. Za to wszyscy – ci co tego krążka nie lubią i ci, co lubią (może jest jeszcze ktoś oprócz mnie?) zgadzają się co do jednego – utwór tytułowy jest znakomity.
Niedługo później ukazały się „Rydwany Ognia” i druga płyta Jon & Vangelis – „Friends of Mr Cairo” – obie okazały się wielkimi sukcesami komercyjnymi i równie dużymi artystycznymi, a o „See You later” jakby zapomniano.