Red dirt – tak się ponoć nazywa to, co gra Whiskey Myers. A ja słucham ich od kilku lat i myślałem, że to southern rock. Widocznie byłem w mylnym błędzie. No cóż, człowiek uczy się przez całe życie. Wojciech Mann mnie oświecił, mówiąc, że to co grają Teksańczycy, to tzw. red dirt, czyli taka niby bardziej korzenna odmiana country rocka, southern rocka, ponoć z domieszką indie rocka. Zgadza się, słychać tą tradycję amerykańskiej muzyki, powiedzmy ludowej, zagraną na rockową nutę, nawet bardzo rockową nutę. Czasami brzmi to jak muzyka z filmu „Brother Where You Bound” z sekcją rytmiczną, a czasem jak hard-rockowe Lynyrd Skynyrd, albo Pride’n’Glory w nieco większym składzie – ze skrzypkami i klawiszami.
Jak już widać po powyższym akapicie, po muzyce Whiskey Myers nie ma się co spodziewać żadnych muzycznych rewolucji – jest słusznie konserwatywna i dba o słusznie konserwatywne, rockowe wartości. Polegające na tym, że jak się nie ma sensownych pomysłów, to do studia się nie wchodzi. Oraz, że rockowy album niekoniecznie musi trwać prawie osiemdziesiąt minut, połowa z tego spokojnie wystarczy. „Mud” jest ucieleśnieniem takiej filozofii – trwa niecałe trzydzieści dziewięć minut, a zawiera dziesięć dosyć różnych kompozycji od bardziej rockowych i elektrycznych, tak jak chociażby tytułowy, do zupełnie akustycznych, bardzo tradycyjnych, jak na przykład „Good Ole Days”. Ale wszystkie mają kilka wspólnych cech – po pierwsze słychać, że to z USA i do tego z Południa, po drugie – wszystkie są dobre. Od początku do końca. Nawet „Good Ole Days”, który brzmi jak nagrany w starej stodole. Co prawda nie ma tu żadnych stylistycznych zaskoczeń, to niektóre utwory potrafią to zrobić – trochę soulowy, zrobiony „na bogato”, z dęciakami „Lightning Bugs And Rain” – nie do końca muzyczne emploi grupy, ale i tak ładnie wpasowuje się w całość, albo bardzo dynamiczny, rockowy „On The River”, który właściwie jest numerem akustycznym. Oprócz nich wyróżniłbym… właściwie resztę, chociaż „Some of Your Love” śmierdzi mi plagiatem – chyba coś Bad Company. A jeśli komuś nie chce się słuchać całości, to na jutubie są min. klipy do „Mud” i „Stone” – rocker i ballada – do wyboru.
Znam wszystkie płyty Whiskey Myers i wszystkie mi się bardzo podobają, najbardziej „Firewater”, ale ta najnowsza chyba jest najlepsza.
Osiem gwiazdek i rekomendacja – warto!