ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Thundermother ─ Road Fever w serwisie ArtRock.pl

Thundermother — Road Fever

 
wydawnictwo: Despotz Records 2015
 
1.It’s Just A Tease
2.FFWF
3.Alright Alright
4.Deal With the Devil
5.Give Me Some Lights
6.Roadkill
7.Enemy
8.Vagabond
9.Thunder Machine
10.Rock N’ Roll Sisterhood
 
Całkowity czas: 30:31
skład:
Clare Cunningham - Vocals; Filippa Nassil - Guitars; Giorgia Carteri - Guitars; Linda Strom - Bass; Tilda Stenqvist – Drums
Brak ocen czytelników. Możesz być pierwszym!
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Brak głosów.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
12.06.2016
(Recenzent)

Thundermother — Road Fever

Tośka z zadowoleniem machając ogonem dumnie wmaszerowała do pokoju. W pysku niosła... płytę. Wziąłem to do ręki - badziewiasto-komiksowa okładka dała mi  lekko po oczach.

 - Masz. Pisz. Dobre - uśmiechnęła się całą paszczęką

 - A co to jest?

 - Pięć ostrych panienek, zapodających konkretnego hard-rocka.

 - I przyniosłaś to w charakterze feminizmu, gendera i tym podobnych, żeby udowodnić, że damy też umieją grać rocka?

 - Nie. Przyniosłam to w charakterze, że to bardzo dobra płyta. A  panie umieją grać rocka i tego wcale udowadniać nie trzeba. Tylko po prostu zajmują się tym o wiele rzadziej niż faceci.

 - A te dziewczyny też umieją?

 - Jak najbardziej. Wokalistka wydzier ma prawidłowy, reszta zespołu też wymiata jak trzeba. Na pierwszy rzut ucha AC/DC, ale więcej tu punkowych odniesień, to bardziej zaawansowani powiedzieliby też i Rose Tattoo.

 - Zapowiada się ciekawie. A tak w ogóle, skąd ty to masz?

 - Mam swoje kanały - lekko wyniośle odparła Tośka.

 

I zaiste jak się zapowiadało, takie było, a nawet bardziej. Przy okazji jeszcze posłuchałem debiutu, co szczególnie czasochłonne nie było, bo też jak i "Road Fever" też trwa około pół godziny.

 

Hard-rock to jednak męska muzyka, faceci ustanawiali wzorce i standardy, i chcąc nie chcąc panie, żeby coś pokazać, muszą się z nimi ścigać. Thundermother trzyma odpowiedni poziom i to bez żadnej taryfy ulgowej na zasadzie „jak na płeć piękną”. Nie ma tak – żadnych „punktów za pochodzenie” i tym podobnych akcji afirmacyjnych. Szwedki weszły do zmaskulinizowanego świata ciężkiego grania razem z drzwiami. Debiut „Rock’n’roll Disaster” był znakomity. Co prawda brzmiało to jak AC/DC, albo nawet bardziej jak Rose Tattoo, ale sama muzyka była bez zarzutu.

 

Ubiegłoroczna płyta, „Road Fever” jest nawet jeszcze lepsza – to się dziewczynom udała duża sztuka, że po bardzo dobrym debiucie nic a nic nie spuściły z tonu. Odniesienia do AC/DC dalej  są i na pewno będą, bo to już pewno takie genetyczne obciążenie, jednak całość brzmi ostrzej, ciężej i  więcej tu punka (wpływy miejscowych klasyków z The Hellacopters?). Kompozycje są równie dobre, a nawet niektóre lepsze. Kiedyś o debiucie Airbourne napisałem, że singla do promocji to chyba losowali, bo na „Runnin’ Wild” są same single. Na „Road Fever” samych singli nie ma, ale tak z pięć potencjalnych – na pewno – „FFWF”, „Thunder Machine”, ”Deal with The Devil”, „Roadkill”, „It's Just A Tease” i „Rock'n'Roll Sisterhood” - nawet sześć na dziesięć. Fajnie, można poszaleć. A i tak moim zdaniem najlepszy to „Vagabonds”.  Co prawda po raz kolejny okazało się, że pomysł na kaszmirową  sekwencję akordów jest nieśmiertelny i przetrzyma nawet karaluchy, ale nie ma to żadnego znaczenia.

 

Osiem gwiazdek. Że strasznie krótka? No fakt, ale zawsze można posłuchać od początku. Co właśnie robię.

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.