Nie ukrywam, że bezpośrednim bodźcem do powstania tego tekstu było moje krótkie spotkanie z artystką sprzed kilku dni, kiedy to wraz z grupą Pendragon przybyła do Polski. Przypomniałem sobie wówczas, że nie pisaliśmy w naszym serwisie o The Light - całkiem świeżym, bo ubiegłorocznym, albumie artystki, który zresztą przy okazji osobiście mi podpisała.
Znana przede wszystkim z walijskiej Magenty, ale też projektów Trippa, Kompendium, Nolanowskiej Caamory, czy Parzivals Eye, nagrywa także swoje solowe albumy. Pierwszym był wydany w 2010 roku Broken Lives and Bleeding Hearts, niżej recenzowany, wydany po pięciu latach przerwy, jest jego następcą.
Płytą wyjątkową, bo zrodzoną w szczególnych okolicznościach. Powstanie jej poprzedziły trudne dla Christiny Booth chwile. Zmarli jej rodzice a u niej samej zdiagnozowano raka piersi. I dlatego to w sumie bardzo smutna płyta, naładowana emocjami oddanymi w tekstach i muzyce. Nastrojowej, subtelnej, delikatnej, niespiesznej, zdominowanej przez jej wyjątkowej urody i pełen oryginalności wokal. To tak naprawdę tylko piękne piosenki bez tego całego progresywnego zadęcia i komplikowania formy. Choć mogliby to sugerować muzycy towarzyszący artystce (muzykę skomponował lider Magenty Rob Reed, na gitarze zagrał muzyk zespołu Chris Fry, są też John Mitchell z Areny, Andy Tillison i Theo Travis znani choćby z The Tangent, czy wreszcie Andy Edwards z IQ grający na ostatnim albumie Magenty) to granie w dużej mierze odchodzące od artrockowych rozwiązań (mimo że i tych nie brakuje).
Króluje balladowy nastrój, jak w otwierającym całość Full Stop, jesienne pianino (Stay, Disappeared), gdzieniegdzie delikatne Hammondowe (Andy Tillison), bądź smyczkowe tła. We wspomnianym Stay, za sprawą fletu Theo Travisa robi się jazzowo. Dla odmiany jednak Legend In The Making zaskakuje na początku wręcz trip-hopową rytmiką. Najpiękniej robi się jednak w Disappeared, przejmującej pieśni dla zmarłej matki zakończonej słowami: My broken heart, you broken mind, I want you back, I want you back, but you disappeared… Zresztą, atmosferę płyty najlepiej podkreślają słowa napisane przez Christinę na kopercie wewnątrz płyty, w których dziękuje rodzicom za pozostawienie jej w przekonaniu, że zawsze na końcu tunelu jest światło. No właśnie, utwór kończy optymistyczna kompozycja tytułowa, mówiąca o tej nadziei, o tym świetle… Zaaranżowana w drugiej części wręcz z symfonicznym rozmachem. Ładne zwieńczenie wyjątkowej płyty.