ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Black ─ Wonderful Life w serwisie ArtRock.pl

Black — Wonderful Life

 
wydawnictwo: A&M Records 1987
 
1. Wonderful Life (Vearncombe) [04:46]
2. Everything’s Coming Up Roses (Vearncombe) [04:04]
3. Sometimes For The Asking (Vearncombe) [04:09]
4. Finder (Vearncombe) [04:12]
5. Paradise (Vearncombe, Dickie) [04:51]
6. I’m Not Afraid (Vearncombe, Dickie) [05:00]
7. I Just Grew Tired (Vearncombe) [04:15]
8. Blue (Vearncombe, Dickie) [03:38]
9. Just Making Memories (Vearncombe, Dickie) [04:26]
10. Sweetest Smile (Vearncombe) [05:19]
11. Ravel In The Rain (Vearncombe) [03:47]
12. Leave Yourself Alone (Vearncombe) [04:32]
13. Sixteens (Vearncombe) [03:56]
14. It’s Not You Lady Jane (Vearncombe, Dickie) [03:25]
15. Hardly Star-Crossed Lovers (Vearncombe) [02:51]
 
Całkowity czas: 63:30
skład:
Black – Vocals. With thanks to the musicians: Ray Corkill – Fretless Bass. Jimmy Hughes – Drums. Martin Green – Saxes. Dave Dix – Keyboards, Programming. The Creamy Whirls (Tina Labrinski % Sara Lamarra) – Backing Vocals. Jimmy Sangster – Fretted Bass. The Sidwell Bros – Brass. Doreen Edwards – Backing Vocals.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,1

Łącznie 9, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
24.02.2016
(Recenzent)

Black — Wonderful Life

Ostro sobie w tym roku Ponury Kosiarz tańcuje. Właściwie nie ma tygodnia, by ktoś mniej lub bardziej znany ze świata rozrywki nie pożegnał ziemskiego padołu...

Kiedyś, dosłownie na moment przed tym, gdy na szarych pogierkowskich blokowiskach zaczęły rozkwitać czasze anten satelitarnych (jak mawiali złośliwcy, po to, by wskazywać włamywaczom, kto ma więcej kasy i kogo warto odwiedzić), w telewizyjnej Dwójce było coś takiego jak „Bliżej świata” – taki misz-masz różnych popkulturowych elementów, jakie można było znaleźć w światowych telewizjach. Można było w bynajmniej niezbyt późnych godzinach obejrzeć czasem co nieco golizny, na przykład. Dość często można było tam usłyszeć jeden z większych przebojów lat 80. – „Wonderful Life” Blacka (bodajże jako podkład do fragmentu poświęconego modzie).

Black szybko stał się jednym z modelowych przykładów tzw. one-hit wonder. Choć Colin Vearncombe wywodził się ze sceny punkowej, na początku lat 80. załapał się na nowoczesne, elektroniczne brzmienie nowej fali. Wraz z kilkoma kumplami grał jako support m.in. Thompson Twins. W roku 1985 wydał singel z pierwszą wersją „Wonderful Life” (napisaną jako ironiczny komentarz w czasie, gdy wszystko się Blackowi w zyciu sypało). Jeszcze nie była wielkim przebojem, ale jakoś tam na listach zaistniała; co prawda kolejny „Everything’s Coming Up Roses” przepadł, ale już „The Sweetest Smile” wszedł do pierwszej dziesiątki na Wyspach, a nowa wersja „Wonderful Life” była przebojem na całym świecie, podobnie jak identycznie zatytułowany album. I właściwie na tym wielka kariera się zakończyła. Kolejne dwie płyty sprzedawały się nieźle, ale o sukcesie debiutu można było jedynie pomarzyć; potem przyszedł rozwód z dużą wytwórnią; wydany w 1993 własnym sumptem kolejny album przeszedł bez echa i zniechęcony Black na pewien czas dał sobie spokój z muzyką. Po kilku latach wrócił do grania i wydał serię płyt pod własnym nazwiskiem; do nagrywania jako Black wrócił w roku 2005. Nagrywał płyty interesujące, choć o dawnej popularności można było jedynie pomarzyć – zdobył sobie grono wiernych fanów. Gdy w roku 2014 ogłosił zbiórkę funduszy na nagrywanie kolejnej płyty, zebrał przez Internet dużo więcej, niż było potrzebne… Niestety, „Blind Faith” miała się okazać jego ostatnim dziełem. 10 stycznia 2016 uległ w irlandzkim Cork ciężkiemu wypadkowi samochodowemu; nie odzyskał już przytomności i 26 stycznia rodzina podała do publicznej wiadomości informację o śmierci Vearncombe’a.

Jak było do przewidzenia, media informując o śmierci Blacka opisywały go jako twórcę jednego przeboju – „Wonderful Life” właśnie. Z drugiej strony, po prawie trzech dekadach melancholijne „Cudowne życie” broni się bardzo dobrze (a czarno-biały, elegancki teledysk to jeden z najlepszych wideoklipów lat 80.). A reszta płyty – no coż, aż tak dobra już niestety nie jest, choć kilka mocnych punktów ma. Black operuje tu w rejonach nowoczesnego (jak na 1987) pop-rocka i popu, mieszając go z jazzowymi naleciałościami. Czasem jest nowocześnie – jak w “Finder”, całkiem przebojowym, z nadającymi calości dynamikę partiami programowanego basu, jak w dynamicznym „Everything’s Coming Up Roses”. Na ogół jednak Black preferuje spokojniejsze klimaty – jak w jazzującym „Sometimes For The Asking” z trochę knajpianym saksofonem, czy w ładnej, majestatycznej balladzie „Paradise”. Choć z ballad najbardziej czarownymi są „Sweetest Smile” i zwłaszcza bardzo tajemnicza, nastrojowa „Ravel In The Rain” – z ładnie myszkującym bezprogowym basem, eleganckimi syntezatorowymi tłami i saksofonowymi dodatkami.

„Wonderful Life” był też przykładem jednego z najbardziej irytujących zjawisk lat 80. i 90., jeśli chodzi o wydawanie płyt: ci, którzy kupili winyl, dostali niecałe trzy kwadranse muzyki i 10 utworów, ci, którzy szarpnęli się na niezbyt tanie w tym czasie CD, dostali ponad godzinę grania i 15 utworów. (Autor recenzji do dziś zgrzyta zębami, przypominając sobie, jak to kiedyś zainwestował w kasetę z muzyką z „Wielkiego Błękitu” – trwała 40 minut, wersja CD była o prawie pół godziny dłuższa i do tego na kasecie pominięto kilka naprawdę znakomitych fragmentów…) Część z tych dodatków była jakości bardzo takiej sobie – ci, którzy zainwestowali w winyl, mogli z powodzeniem odżałować takie „Sixteens” czy „It’s Not You Lady Jane”, niby dynamiczne, ale w sumie bardzo średnie przykłady przebojowego popowego grania lat 80.; z drugiej strony stracili choćby właśnie „Ravel In The Rain” czy zamykającą cały album na CD, bardzo ładną fortepianową balladę „Hardly Star-Crossed Lovers”.

Tak się zastanawiam, czemu ta płyta nam umknęła parę lat temu w Ćwiarze 1987. Pewnie, było w tym roku co nieco ciekawszych płyt, ale „Wonderful Life” to również rzecz udana i interesująca. A że od miesiąca utwór tytułowy nagle brzmi jeszcze smutniej niż wcześniej, no cóż… Los jest okrutny. Szkoda chłopa.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.