Lubię takie niespodzianki. Intrygująca okładka, do tego całość wykrojona z zupełnie wolnych, otwartych improwizacji studyjnych – a że już sam Dr Zoydbergh jest zespołem proponującym zdrowo zakręconą muzykę, można było się spodziewać niezłej jazdy.
Ten trwający nieco ponad dwa kwadranse krążek może się spodobać zwolennikom otwartych form w muzyce – Dr Zoydbergh bowiem, w duchu krautrockowych odjazdów z lat 70., proponuje muzykę zupełnie swobodną, tworzoną na gorąco, na żywo, bez żadnych form i ograniczeń. „Zoom” atakuje od początku ostrym gitarowym sprzęgiem i riffowaniem o krautrockowym właśnie rodowodzie, jakby trochę spod znaku wczesnego Can, by w drugiej części nieco się uspokoić. Solidne, zajadłe gitarowe granie na tej płycie jeszcze powróci – w finałowym „The Birds” Biliński chwilami odjeżdża niczym Michael Karoli – ale będzie więcej spokoju, „Laura” to od początku rzecz stonowana, z ładnie przeplatającymi się partiami gitary, elektroniki i sekcji rytmicznej. „Chris Chadfield” przywodzi na myśl leniwy, niespieszny, dryfujący trochę w kierunku ambientu krautrock, jaki pojawił się choćby na płytach Agitation Free (choć perkusista potrafi chwilami narobić hałasu). A w długim, ciekawie się snującym „Trzy stygmaty Palmera Eldritcha” Biliński chwilami zapuszcza się w rejony elektrycznego, stonowanego jazzu…
Dla zwolenników nieszablonowej, odjechanej muzyki – bardzo fajna propozycja. Tylko cośkolwiek krótka…