ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Miller, Marcus ─ Afrodeezia w serwisie ArtRock.pl

Miller, Marcus — Afrodeezia

 
wydawnictwo: Blue Note Records 2015
 
1 Hylife 6:59
2 B's River 6:49
3 Preacher's Kid (Song For William H) 5:46
4 We Were There 6:49
5 Papa Was A Rolling Stone 6:07
6 I Still Believe I Hear (Je Crois Entendre Encore) 7:06
7 Son Of Macbeth 6:12
8 Prism (Interlude) 0:30
9 Xtraordinary 6:14
10 Water Dancer 7:28
11 I Can't Breathe 5:09
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,4
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,2

Łącznie 7, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
19.03.2015
(Recenzent)

Miller, Marcus — Afrodeezia

Marcus Miller powrócił! Po trzech latach przerwy od albumu Renaissance, który przynajmniej mnie nie porwał, otrzymujemy Afrodeezię – dzieło w znacznym stopniu inspirowane muzyką świata. Jak sam Marcus podkreśla w wywiadach, ostatnie lata spędził na szukaniu korzeni – swoich, ale też muzycznych w ogóle. Podobnie jak wielu muzyków przed nim, dotarł do serca Afryki. To z tego kontynentu wywodzi się muzyka rozrywkowa, ale też jazz, blues, improwizacje i niezwykle bogate instrumentarium. Sztywna kultura „białych” dała nam klasykę, ale luz i spontaniczność to domena zupełnie innych rejonów świata. Marcus Miller na Afrodeezia podkreśla to na każdym muzycznym kroku, a nie można zapomnieć także o świetnej grze słów w nazwie płyty. To właśnie Afryka jest muzycznym afrodyzjakiem. W dotychczasowej twórczości artysta ten często sięgał do korzeni różnych kultur, ale jeszcze nigdy płyta Millera nie była tak mocno osadzona w world music. Efekt? Doskonały!

Najnowszy album Marcusa to mariaż jazzu z muzyką świata i improwizowanymi solówkami. Całość składa się na niezwykle ciekawe kompozycje, doskonały rytm, feeling i bujające melodie. Żeby się o tym przekonać, wystarczy odpalić pierwszy numer – „Hylife”, który czerpie garściami z muzyki afrykańskiej i już po kilku dźwiękach porywa do tańca. W podobnym klimacie utrzymane jest „Son Of Macbeth”, w którym do zespołu dołączył Robert Greenidge, grający na steel pan (instrument przypominający obciętą blaszaną beczkę). Utwór brzmieniowo przypomina  bardzo popularny w Afryce (ale nie tylko) gatunek calypso. Komu mało południowych rytmów, może też sięgnąć po „We Were There”. Solidny funk miesza się w nim z brazylijską sambą i dynamicznymi solówkami gitary basowej oraz saksofonu. Marcus wspomina, że numer nagrany został podczas ostatniej trasy po jednym z koncertów w Rio De Janeiro – słychać to!

Na Afrodeezia nie zabrakło przepięknych ballad. Szczególną uwagę warto poświęcić „Preacher’s Kid”, który jest hołdem dla ojca Marcusa Millera. Muzyk wspomina, że „zgromadzenie śpiewało pieśni, a Tata akompaniował na potężnych organach piszczałkowych”. Nawiązując do tego Marcus zaprosił do współpracy  chór, który wspaniale otwiera kawałek. Marcus pokazuje, że gitara basowa akompaniując także może zostawić wyraźny ślad na muzyce, a nie tylko zostawać w tle. Po dwóch minutach spokojnego brzmienia startuje wspaniała solówka na hammondach, czym Miller najwyraźniej nawiązuje do działalności muzycznej swojego ojca. Drugim spokojnym numerem, który musi się podobać jest „I Still Beleieve I Hear” będący popisem wiolonczelisty Bena Honga. Dzięki tej niezwykłej współpracy Marcus umiejętnie połączył świat muzyki klasycznej z jazzem – bez zbędnego patosu, pokazując wzajemne przenikanie melodii. Do tego dołączył arabskie perkusjanaliatworzące niezwykle mistyczną atmosferę. Ostatnią balladą na albumie jest „Xtraordinary”. Tego typu brzmienie jest jednak dla Marcusa dość powszechne, więc można ją traktować jako porządny, ale nie wnoszący nic nowego przerywnik.

Poza wspominanymi wyżej mocnymi momentami płyty są także inne utwory, którym nie brakuje oryginalności. Przyjemnie słucha się płynnego „B’s River”, z gościnnym „udziałem” zapomnianego przodka gitary basowej z Afryki – Guembri. Podobać się może także osadzony w klimatach americany „Papa Was A Rolling Stone”. Gitarowo udziela się w nim m.in. Keb’Mo’ budujący swoim brzmieniem właściwie całą atmosferę kawałka. Do tego mamy jeszcze bardzo jazzowy „Water Dance”, w którym jest absolutnie wszystko – melodia, rytm, solówki, zakręcone metrum i współbrzmienie instrumentów oraz „Prism” – krótki, żartobliwy przerywnik, który Miller zarejestrował swoją komórką podczas jednego z jam session podczas nagrywania płyty.

Afrodeezia kończy się małą perełką. „I Can’t Breath” to utwór zaskakujący, bo pojawia się na nim poważna dawka elektroniki, rap i wiele efektów. Jazzowi puryści mogą być zniesmaczeni, ale ci, którzy jak ja, cenią sobie eksperymenty, będą zachwyceni. Rytm i brzmienie rodem z lat 80. miesza się z solówkami, łamanym brzmieniem i naprawdę intrygującą linią melodyczną. Marcus Miller w formie!

Reasumując, Afrodeezia to w moim odczuciu jeden z najlepszych albumów w karierze Marcusa Millera, który pokazuje, że muzyk ten może nas jeszcze nie raz zaskoczyć. Udowadnia także, że aby tworzyć coś oryginalnego nie trzeba rewolucji – wystarczy ewolucja oparta na umiejętnym łączeniu gatunków i wrażliwości.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.