Jeszcze jedna i pewnie nie ostatnia zaległość z ubiegłego roku. Brimstone to pochodząca z Bergen norweska formacja, której początki sięgają końca lat 90. ubiegłego wieku. Jej założycielami są dwaj przyjaciele, wokalista i gitarzysta Rolf Edvardsen oraz basista Truls “Biff” Eriksen. Artyści mają już na swoim koncie trzy pełnowymiarowe studyjne albumy (The Brimstone Solar Radiation Band, Solstice, Smorgasbord), które jednak sygnowane były nazwą The Brimstone Solar Radiation Band. Wydanym przez ich rodzimą wytwórnię Karisma Records krążkiem Mannsverk powracają po pięcioletnim milczeniu i ze skróconym jak widać szyldem.
Muzyczna propozycja Norwegów idealnie wpisuje się w tak zwany retro-prog. Dźwięki płynące z Mannsverk natychmiast przenoszą nas w głębokie lata siedemdziesiąte. Mocno vintage’owe brzmienie, wykorzystywanie analogowych instrumentów, mellotronowe i hammondowe dźwięki, oto obraz ich muzyki. Wszystko do tego podparte jest intensywną i gęstą grą perkusyjną Thomasa Grønnera, w której czuć jazzowy feeling (patrz rozpoczynający całość A Norwegian Requiem), oraz wyrazistym basem. Pewnym spoiwem dla ich stylu jest także wszechobecny w tym graniu pierwiastek muzycznej psychodelii. Forma praktycznie wszystkich kompozycji ma na tyle swobodną budowę, że może służyć improwizacjom. Ciekawego klimatu dodaje muzyce wokal Edwardsa, jakby senny, nadający jej pewnej oniryczności (Sjø & Land), ale też i melodyjności podkreślonej chwilami wokalnymi harmoniami. Dostajemy też wreszcie, to tu, to tam, coś ze spacerockowego podwórka. Muzycy potrafią też zagrać bardzo subtelnie i uroczo, jak w akustycznym The Giant Fire.
Jakieś „nazwy – kierunki”? Najwięcej można ich znaleźć oczywiście wśród zespołów lat 70-tych, a wśród bardziej współcześnie tworzących (i to trzymając się tylko skandynawskiego podwórka) coś z ich dźwięków odnajdziemy i w Änglagård, i w Beardfish, i w Anekdoten. Cóż, stylowe retro – rockowe granie dla tych, którzy tęsknią za najlepszymi dla rocka czasami.