ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Portland Rum Riot ─ 53 minuty do wschodu w serwisie ArtRock.pl

Portland Rum Riot — 53 minuty do wschodu

 
wydawnictwo: Produkcja własna / Self-Released 2014
 
1. Amalgamat
2. Kim jestem
3. Uwalniam się
4. Twój krzyż na moją drogę
5. Kwiaty
6. Pozdrowienia z Portland
7. Przecięty
8. Nie sam
9. Detonacja
10. Ciemna strona Melanżu
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,1

Łącznie 2, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 3 Album słaby, nie broni się jako całość.
24.11.2014
(Recenzent)

Portland Rum Riot — 53 minuty do wschodu

Co najmniej raz w tygodniu do naszej redakcji spływa album z serii „Młoda polska kapela gra rocka”. Czasem otrzymujemy pozycje godne uwagi, ale znacznie częściej są to „odgrzewane kotlety”, które niczym nie zaskakują -  zarówno kompozycyjnie jak i instrumentalnie. Niestety do tej drugiej grupy należy debiutancki album Portland Rum Riot.

Na „53 minuty do wschodu” składa się 10 kompozycji utrzymanych w stylistyce hard rockowej z licznymi mrocznymi riffami. Nieważne jaki byłby sam muzyczny materiał to od razu odbiór psuje marny mastering – perkusja brzmi amatorsko, a do tego postprodukcja nie przykryła niedociągnięć wokalnych. Na szczęście całkiem dobrze nagrane są gitary, co pozwala docenić nieliczne ciekawe momenty. Praca w studiu nie zmienia też tego, że kompozycje i same pomysły są po prostu przeciętne. Przesłuchałem albumu dwa razy i non stop miałem wrażenie, że obcuję z miernym coverbandem Comy. Nie dość, że wiele konstrukcji muzycznych opierało się na tym, co dobrze znamy z twórczości łódzkiej kapeli, to jeszcze grafika albumu jest niebezpiecznie podobna do „Pierwszego wyjścia z mroku”.

Na szczęście nie jest tak, że przebrnięcie przez materiał to droga przez mękę. Są momenty, gdy można zawiesić ucho – fajnie buja „Kim jestem”, nieźle brzmi „Pozdrowienia z Portland”, a zdecydowanie najciekawiej prezentuje się „Ciemna strona melanżu”. Poza tym dominuje mieszanka wspomnianej Comy i tego, czym sam zespół się chwali – Ozzyego, BLS, Toola czy Slipknota. Mogło z tego wyjść coś fajnego, a powstał stylistyczny misz-masz, z którego nie wyłania się nic konkretnego, co pozwoliłby jakkolwiek opisać twórczość Portland Rum Riot. Brakuje charakterystycznych momentów, a co więcej, w chwilach gdy udało mi się „wejść” w riff i kawałek, to po chwili całość psuł nieczysty wokal, albo nudne brzmienie instrumentów. Dodatkowym minusem całości jest fakt, że prawie wszystko kompozycje są przeciągnięte – na pewno nie mają potencjału na 5-7 minut, a większości przypadków tyle właśnie trwają.

Jest jednak jeden pozytywny element twórczości Portland Rum Riot – teksty. Naprawdę niegłupie, dające do myślenia i bardzo intrygujące. Szkoda, że wydana niskim nakładem płyta nie zawiera książeczki, która pozwoliłaby lepiej zgłębić twórczość wokalisty.

Reasumując, trudno coś konkretnego o Portland Rum Riot powiedzieć. Na pewno jest to zespół, który ma coś do powiedzenia. Z wielu wpływów i dużej chęci powstał jednak bardzo słaby album debiutancki, który w karierze muzyków może bardziej zaszkodzić niż pomóc. Nie sądzę, żeby znalazła się duża grupa fanów, którzy będą mieli jakieś niezwykłe przeżycia związane z obcowaniem z „53 minutami do wschodu”.

Pomysł był, wykonanie kiepskie.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.