Współczesne hard’n’heavy jeszcze nigdy mnie nie zawiodło. Zawsze, rok w rok znajdzie się przynajmniej kilka płyt, które bardzo mi się podobają. Nigdy ich specjalnie nie szukam, a tak jakoś same wpadają mi w ręce. Czasami są to nowe zespoły, czasami stare. Mi to wszystko osiem – byleby dobrze w uszy kopało.
Mother Road należy do tych młodszych i kilka miesięcy temu wydał swoją debiutancką płytę. Jak się mogłem zorientować, zespół stacjonuje w Niemczech, ale skład jest międzynarodowy i dość doświadczony. Wokalista współpracował wcześniej z Michaelem Schenkerem, a gitarzysta też udzielał się wcześniej w kilku grupach. Dokooptowali jeszcze trzech muzyków i tak powstało Mother Road.
Żeby było wszystko jasne – w muzyce Mother Road nie ma nic odkrywczego – Deep Purple łamane przez Whitesnake, tyle, że nieco łagodniejsze, bardziej amerykańskie i nieco bardziej soulowe, a w „All My Way” możemy usłyszeć Black Crowes. Wszystko znane, wszystko wiele razy słyszane, ale jakie to ma znaczenie, jeżeli są fajne riffy, ładnie grają organy, wokalista ma prawidłowy wydzier, a wszystko to razem tworzy kilkadziesiąt minut bardzo dobrego, rockowego grania? Żadnego. Jedyny minus tej płyty, że za szybko się kończy. Co, już? – cisza po „All My Way” już niezbyt przyjemną niespodzianką. Ano już. Można najwyżej puścić całe „Drive” jeszcze raz od początku.
Widzę, że ta recenzja specjalnie długa nie jest, ale co tu więcej pisać? Klasyczna hard-rockowa płyta i jedenaście dobrych, rockowych numerów. Osiem gwiazdek, plus po dobrym, niepasteryzowanym browarze z miejscowej wytwórni dla każdego członka zespołu.