Znowu gorąco i najchętniej każdy z nas robiłby sobie niekończące się przerwy w pracy. Na portalu lenistwo się szerzy, a na rynkach kultury trwa w najlepsze „sezon ogórkowy”. Zalewani jesteśmy mainstreamową komercją z wakacyjną nutą (czyli jeszcze gorzej niż zwykle), a więc może warto czasem poszukać wśród nowości czegoś, co faktycznie można z przyjemnością zrecenzować i, bez rumieńca wstydu, polecić.
Taką pozycją jest niewątpliwie debiutancki album kolumbijskiej grupy Monsieur Periné. Pełen inteligentnej muzyki, zabawy konwencjami, a zarazem wciąż będący idealną propozycją na gorący, wakacyjny dzień. Monsieur Periné powstali w 2007 roku, ale dopiero teraz dotarli do naszego kraju za sprawą albumu Hecho a Mano (wydany w 2012, a w tym roku dystrybuowany w Europie). Niewiele mamy w Polsce interesującej, współczesnej muzyki z regionu latynoskiego, więc zawsze warto zapoznać się z tym, co w końcu do nas trafi. Tym razem jest naprawdę dobrze.
Zespół sam określił swój gatunek muzyczny jako „suin a la colombiana”. A to dlatego, że ich muzyka wymyka się wszelkim klasyfikacjom – pełno w niej swingu, popu mieszanego z gypsy jazzem i delikatną elektroniką. Dużo w niej wpływów klezmerskich, a momentami słuchać inspiracje grupami takimi jak Caravan Palace, czy Parov Stelar Band. A do tego dodano jeszcze dużo dźwięków latynoskich – samby, merengue, czy pachangi.
Od samego początku płyty jest ciekawie - „La Tienda De Sombreros” to przyjemna, folkowa przyśpiewka z niezwykle pozytywną linią melodyczną. Od razu wpada w ucho, a frazy na flecie pozwalają na emocjonalny relaks. „La Ciudad” i „Ton Silence” pełne są klezmerskich dźwięków, głównie za sprawą szalejącego klarnetu. Do tańca porywa dynamiczne „Suin Romanticon”, czy bigbeatowe „Be Pop”, w którym wokalistka scatuje, a instrumenty wzajemnie napędzają atmosferę. Dla wytchnienia warto pobujać się do bolerowego, spokojniejszego, „Huracan” - latynoski styl i luz wdziera się do głośników. Do relaksu najbardziej pasuje „La Playa”, w którym leniwe granie i ciepły głos wokalistki sprawiają, że czujemy pod nogami piasek, a niewygodne krzesło zmienia się w leżak pod palmą. Oddzielną historię pisze radosne, zagrane z przymrużeniem oka „Cou Cou” z dużą ilością brzmień charakterystycznych dla międzywojennego Paryża. Bardzo szczere, uliczne granie, które przede wszystkim ma być rozrywką dla ludzi. Jakże swobodne, pełne wdzięku i emocji. Bardzo udany album zamyka utwór „Swing With Me”, w którym pojawia się trochę więcej elektroniki i nowoczesności. Ciekawa, intrygująca kompozycja.
„Hecho a Mano” ma bardzo dużo naturalnego uroku. Nie jest to może pozycja o najwyższych walorach kompozycyjnych, ale obszerne instrumentarium, wysokie umiejętności i ciepły głos wokalistki to niezaprzeczalnie ogromne atuty albumu. Każdy z nas na pewno spotyka się w wakacje ze znajomymi – na grillu, koktajlach, wieczornym winku na tarasie, tanecznej imprezie. Niezależnie od okazji, jeżeli w głośnikach zabrzmi Monsieur Periné, obciachu nie będzie.