Jak to mawia stare przysłowie pszczół – czym skorupka za młodu… W jakiś sposób można byłoby się domyślić, że ktoś kto nagrywa taką płytę nie może być zbyt młody, a raczej należy do pokolenia, które lata osiemdziesiąte pamięta dobrze. Co prawda obecnie trwa moda na granie w takim stylu, ale jakoś jest różnica między tymi, którzy tamte czasy pamiętają, a tymi, którzy znają je tylko ze słyszenia. Niewątpliwie Emmanuelle Seigner bardzo dobrze pamięta tamte czasy, bo wtedy zaczynała swoją karierę aktorską, dlatego „Distant Lover” brzmi bardziej jak rzecz z epoki, a nie podróba rzeczy z epoki.
Pierwsze skojarzenia miałem dosyć specyficzne – mianowicie Transvsion Vamp – też wokalistka bez głosu, też numery proste jak metr druta, ale całkiem melodyjne i też taki nowofalowy pop-rock, tyle, że w przypadku Seigner bardziej pop niż rock. Chociaż nie, Wendy James trochę głosu miała, ale technicznie surowa była jak tatar. Emmanuelle Seigner głosu nie ma w ogóle, ale braki stara się nadrabiać dobrym warsztatem aktorskim ( to ma – jak najbardziej). A ponieważ materiał skrojono odpowiednio pod nią – spokojnie daje sobie radę.
Jedyną rzeczą, która mi się na tej płycie nie podoba, to cover „Venus in Furs” Velvetów – absolutnie nie przekonuje mnie ta wersja – wiadomo, oryginał nie do przeskoczenia, ale czasami można powalczyć. Mam wrażenie, że tutaj plac oddano walkowerem i zrobiono to tak, żeby za bardzo od reszty repertuaru nie odbiegało. A reszta – trzeba przyznać, że jest tu naprawdę kilka bardzo fajnych piosenek, jak chociażby tytułowa, „Cold Outside”, „Let’s Do Some Damage”, albo „I Don’t Believe in You”. Do tego – a propos skojarzeń – „Even Together” przypomina mi trochę „Just Like Honey” The Jesus And Mary Chain. Zresztą nie tylko ten utwór, jeszcze w kilku momentach przewijają się dźwięki charakterystyczne dla grupy braci Reid. Adamowi Schlesingerowi, kierownikowi artystycznemu tego przedsięwzięcia, udało się zgrabnie połączyć właśnie takie sfuzzowane gitary z sporą dawką elektroniki i dopasować do niespecjalnie silnego głosu artystki – stylistycznie trzyma się to kupy, chociaż jest to zestaw dosyć różnych piosenek.
Słucha się tego przyjemnie i sympatycznie, ale do poziomu tzw. fajnego słuchadła trochę tej płycie brakuje, bo czasami te piosenki są trochę zbyt proste, zbyt banalne.
Mimo wszystko, w ogólnym rozrachunku, biorąc też pod uwagę bardzo fajną okładkę – siedem gwiazdek z minusem. Niech będzie.