Amerykanin, Anglik i Włoch grają indie-folk w Berlinie. Niezwykle imponujący mix europejskich kultur przerodził się w bardzo ciekawy projekt pod nazwą Mighty Oaks.
Muzyczne trio powstało z inicjatywy Iana Hoopera, który trafił do naszych zachodnich sąsiadów na studia (ma za sobą nawet krótką karierę polityczną). Jego miłość do muzyki była jednak dość silna, więc podróżował po różnych festiwalach, a na jednym z nich, w Hamburgu, poznał Claudia Donzelli i Craiga Saundersa. Panowie przypadli sobie do gustu, zaczęli razem jamować, podsyłać sobie kawałki, a w końcu zostawili swoje dotychczasowe kariery i zajęli się muzyką „na poważnie”. W zeszłym roku wydali ciepło przyjętą EPkę Just One Day, a w obecnym prezentują debiutancki album Howl.
Wszystkie utwory utrzymane są w mocno folkowej stylistyce z elementami „singers-songwriters”- dużo tu gitary akustycznej, lekkich brzmień, a całością kieruje wokal Iana. Piękne ballady przeplatają się z muzyką amerykańskich bezdroży i folkową alternatywą (taką spod znaku Mumford & Sons). Howl otwiera singiel „Brother”, który nieustannie jest moim numerem jeden. Niezwykle przyjemny utwór ze wspaniałym tekstem. Bardzo podoba mi się też między innymi chwytliwy „Back To You”, akustyczne „Shells”, czy drive’owy „The Golden Road”. Cały album jest dość spójny, ale też nieco powtarzalny, co zasadniczo jest wadą, ale może też być zaletą, ponieważ słuchacz może spokojnie dać się pochłonąć muzyce bez obawy, że trafi na mierny zapychacz.
Mighty Oaks są dla mnie odkryciem tegorocznej wiosny. Na pewno często trafią do mojego odtwarzacza, bo grają muzykę doskonale pasującą do obecnej pory roku – pełną radości i pozytywnej energii. Ale nie tylko dlatego. Ja poczułem to, o czym Claudio Donzelli mówił mi niedawno w wywiadzie: „Jeśli tworzysz muzykę, którą kochasz, zawsze będą osoby, które będą Cię wspierać”. Howl wypełnia muzyka, która płynie prosto z serca, z duszy muzyków, którzy stworzyli spójny kolektyw. Nic wybitnego, ale dobrze nastraja.
Niezwykłym przeżyciem może być koncert tria. Okazja już jutro - w warszawskim Skwerze Hoovera!