Piątek z Agronomem – odcinek XVIII.
Gdy trasa promująca „The Broadsword And The Beast” (podczas której zespół po raz ostatni wykorzystał efektowne dekoracje i kostiumy) dobiegła końca, Ian bynajmniej nie zamierzał zasypywać gruszek w popiele. Postanowił nagrać wreszcie wymarzony solowy album, a przy tym zdecydowanie postawić na elektronikę, wykorzystać ostentacyjnie nowoczesne, cyfrowe brzmienia. Nawet warstwa tekstowa miała być inna – głównymi tematami miały być nowoczesne technologie i ich wpływ na codzienne życie. Jako przewodnika po tej zupełnie nowej krainie wybrał Petera Vettese’a – muzyka, z którym rozumiał się bardzo dobrze. Tak dobrze, że Vettese ostatecznie został współkompozytorem połowy nagrań na płycie – co jak na Andersona było novum co się zowie. Zresztą do końca nie wiadomo, jak rozkładał się podział obowiązków w studiu – sam Ian w jednym z wywiadów twierdził, że lwią część muzyki tak naprawdę zarejestrował Vettese, a on jedynie zagrał na flecie, zaśpiewał i zaprogramował perkusję, w innych zaś opowiadał o demokratycznym podziale pracy w czasie nagrywania płyty. Wiadomo na pewno, że 18 listopada 1983 album „Walk Into Light” trafił na rynek.
Już sama okładka – zimna, metaliczna kolorystyka, nowoczesny, prosty krój czcionki, wreszcie fryzura i strój Iana na okładkowym zdjęciu – zapowiadały płytę na wskroś nowoczesną. I tak też było: automaty perkusyjne, wszechobecne syntezatory, cyfrowy, odhumanizowany chłód elektronicznych brzmień… Szkoda, że Ian tak rzadko sięga po swój koronny instrument (choćby w “Made In England”). Z drugiej strony, Ian i Peter zaproponowali szereg naprawdę dobrych, interesujących kompozycji.
Całkiem tullowo wypada choćby wspomniane „Made In England” – z tajemniczym wstępem, dynamicznym pulsem perkusji, ładnymi gitarowymi dodatkami i fletowymi popisami. Dynamicznie wypada dość oszczędnie zaaranżowany „User-Friendly”, w którym monotonny puls basu i wyeksponowanej elektronicznej perkusji zgrabnie uzupełnia się z klawiszowymi plamami – gdyby tak ciut całość wzbogacić aranżacyjnie, byłby fragment jakby wprost z „The Broadsword And The Beast”. Sporo z ducha Jethro ma też „Fly By Night” – bo znów flet, syntezatorowe dzwoneczki, po tullowemu łamana rytmika, skoki nastroju i tempa… Fajnie, dynamicznie wypada „Trains” z ładnie podkręconą w miksie gitarą basową i syntezatorowymi fanfarami. W „End Game” również sporą rolę powierzono gitarze basowej, podkreślającej tajemniczy nastrój wyciszonych, spokojnych fragmentów tej kompozycji. Balladowe „Toad In The Hole” ładnie się rozwija, Vettese bardzo ładnie rozprowadza tu kolejne pastelowe, nienachalne klawiszowe partie. Jest jeszcze „Looking For Eden”, rozegrane w spokojnym, dostojnym rytmie, z perkusyjno-basowymi figurami podkręcającymi całość, I wieńcząca całość efektowna, urozmaicona brzmieniowo, majestatyczna ballada „Different Germany”. A że zdarzają się panom momenty słabsze? Że utwór tytułowy czy „Black And White Television” co prawda brzmią ładnie, ale melodycznie są takie sobie, a w aranżacji brakuje jakiegoś „haka”, dzięki któremu całość zapadałaby bardziej w pamięć? Mimo wszystko nie są to złe utwory, a osiem udanych utworów na dziesięć – to jest naprawdę dobry wynik. Że ta płyta nie brzmi jak Jethro? No i? To płyta solowa, po to się je nagrywa, by poeksperymentować, spróbować czegoś innego, co niekoniecznie pasowałoby do macierzystego zespołu.
Właśnie – Ian zdecydowanie rozsmakował się w nowoczesnych elektronicznych brzmieniach, do takiego stopnia, że postanowił nagrać utrzymaną w podobnym duchu płytę Jethro Tull – i kolejne kompozycje nagrywał już z macierzystym zespołem, chwilowo bez perkusisty (co prawda Doane Perry miał grać w Jethro na koncertach, ale w studio były same automaty). No cóż, jak pisała poetka – nic dwa razy się nie zdarza. „Walk Into Light” naprawdę nieźle broni się po latach, natomiast „Under Wraps”… ale o tym za tydzień.