Choć historia tego olsztyńskiego zespołu, którego nazwa niewiele ma wspólnego ze znanym muzycznym stylem, sięga roku 1980, to dopiero jego drugi album. Formacja zaliczana do ruchu Muzyki Młodej Generacji najprężniej działała właśnie na początku lat osiemdziesiątych, po czym słuch o niej zaginął. Dokładnie po 25 latach reaktywowała się a efektem tegoż był debiutancki krążek Upiorne tango wydany przez Metal Mind w 2008 roku i zawierający zremasterowany materiał nagrany na początku lat osiemdziesiątych.
81, w przeciwieństwie do swojego poprzednika, mieści już nagrania zarejestrowane współcześnie. Nie jest to jednak materiał nowy, bowiem pomieszczone tu kompozycje pochodzą z okresu wczesnej aktywności zespołu, co zresztą sugeruje tytuł albumu. Jak piszą sami muzycy: tylko kilkoma tekstami uzupełniliśmy niedokończone projekty… Czy to znaczy, że 81 jest jakimś odgrzewanym kotletem z czasów minionych? Absolutnie nie. Bo ta muzyka tak bardzo się nie zestarzała, brzmi doprawdy całkiem świeżo, nie trąci absolutnie myszką no i jest solidnie nagrana w XXI wieku, co słychać.
Na krążku wskakujemy do kilku muzycznych szuflad, na szczęście niezbyt odległych od siebie, co czyni z 81 rzecz stylistycznie całkiem spójną. Mamy zatem klasyczny wręcz heavy metal bliski gdzieś TSA (Znaki zapytania, Pierwszy raz), równie udane hard&heavy w Strachu nie zgubisz, czy wreszcie bluesrockowe granie silnie podszyte hard rockiem (Chandra, Jestem łotrem, Blady świt). Z kolei Dziś wybaczam przynosi lekko rozimprowizowane i psychodeliczne dźwięki z nutą progresji. Mamy też obowiązkowe ballady – kto wie czy nie najbardziej udane rzeczy w całym zestawie – bluesrockowe Bez miłości i Ogień oraz raczej hard rockową Jeszcze jeden riff.
Jakieś ciekawostki? Proszę bardzo. W dwóch numerach słychać, że panowie dobrze odrobili lekcję z klasyki rocka. W Chandrze mamy bowiem niemalże cytat z Purplowego Smoke On The Water, zaś otwierający całość kawałek tytułowy pachnie ewidentnie Rushowym YYZ (przypomnę, że numer Kanadyjskiego tria powstał w… 1981 roku). Jedyne do czego na 81 można się delikatnie przyczepić to wokal Mirosława Dublana, dobrze osadzony w stylu, jednak trochę siłowy i chwilami kontrowersyjny. Mimo tego to warty zauważenia album. Polecam szczególnie miłośnikom klasycznego polskiego rocka.