The Wrong Object nie jest moim pierwszym, ani drugim wyborem. Właściwie nie jest żadnym. Takiej muzyki słucham przypadkiem. To znaczy, że mi się nie podoba? Nie, czego? Podoba. Tylko, że najczęściej okoliczności przyrody sprawiają, że nie mam na coś takiego najmniejszej ochoty. W drodze do roboty to zwykle coś dziarskiego i rytmicznego, chociaż nie zawsze bardzo rockowego, a po powrocie do domu… Cóż, po powrocie do domu, to przede wszystkim jem obiad i walę się na kanapę przed telepatrzydłem, przy okazji funkcje mózgu redukuję do poziomu wystarczającego do obsługi pilota. Jak można przy takim nastawieniu do życia słuchać The Wrong Object? Vangelis, Oldfield, jakiś Parsons – czego nie? Ale nie coś takiego. Poza tym ja jestem prosty rockman – do jazzu podchodzę z dużym szacunkiem, ale zwykle omijam z daleka. Muzyka serwowana przez Belgów to nie jest łatwy kawałek chleba. Do tego naprawdę trzeba mieć odpowiedni nastrój i trochę czasu, żeby to odpowiednio „wchłonąć”.
Ale to trochę nieprawda, bo „After The Exhibition” pierwszy raz słuchałem w raczej niesprzyjających warunkach i nie przeszkodziło mi to wsłuchać się w tą muzykę wcale dokładnie. Kilka dni wcześniej w podobnej sytuacji słuchałem „Filles de Kilimanjaro” Daviesa i też zatrybiło (tylko poczułem się potem nieco psychodelicznie). Dlatego spróbowałem też z nowym The Wrong Object i efekt był podobny. Znaczy pozytywny.
Poprzednia płyta „Stories from The Shed” trafiła do mnie raczej głownie z powodów „obowiązków recenzenckich”, niż dlatego, że chciałem. Natomiast po tą nową zgłosiłem się sam. Jeśli ktoś kliknie na tamtą recenzję, to znajdzie dużo gwiazdek, ochów i achów, oraz kilka stwierdzeń, z których nie wszystkie mają pełne pokrycie w rzeczywistości. Ale co do tak zwanego merituma, to wszystko jest w porządku – mocno jazzujący jazz-rock, lekko tknięty klezmerską, z sekcją rytmiczną rodem z „kolorowego” King Crimson, a całość zagrana z omalże metalowym momentami kopnięciem. Takie było „Stories from The Shed” i takie jest też i „After The Exhibition”. Przy czym jeżeli “Stories…” to był jazz-rock, to ta nowa to jest JAZZ-rock. Bo mamy tu nawet normalne free („Jungle Cow Part I”). Ale nie o to tylko chodzi. Mimo tych wszystkich rockowych akcentów, ona jest duchem bardziej jazzowa niż poprzedniczka. Poza tym jest też spokojniejsza. Jednak to dwa rozdziały z tej samej książki – stylistycznie nic się nie zmieniło. Poziom właściwie też. Może poprzednia mi się bardziej podobała, ale musiałbym sobie ją przypomnieć, bo już dawno jej nie słuchałem. Ta też dostarczyła mi sporo frajdy. No, ale jak wcześniej wspomniałem – jest to dość wymagająca rozrywka. Inni, bardziej rozwinięci muzycznie pewnie nie będą potrzebowali jakichś wymyślnych wymówek, żeby tego posłuchać. A na pewno warto, bo The Wrong Object to zespół bardzo ciekawy. Nie wiem tylko, na ile oryginalny, bo nie mam porównania.
Co do oceny – takim około jazzowym rzeczom, jeżeli mi się podobają to tak z automatu stawiam ósemki, albo dziewiątki, bo jeżeli coś takiego do mnie dotarło i zbudziło we mnie pozytywne emocje, to musi być co najmniej bardzo dobre. „After The Exhibition” podoba mi się, jak najbardziej, dlatego tych gwiazdek znowu będzie dużo. Nie przywalę może aż dziewięcioma, ale szczerze mówiąc ta płyta wartuje niewiele mniej. Osiem z konkretnym plusem – nie chce być inaczej.