Ahab to powstały 10 lat temu w Monachium zespół, którego twórczość opiera się na doom metalowym fundamencie (a więc solidnie, wolno, ciężko) z progresywnymi i orientalnymi smaczkami, zwłaszcza w warstwie gitarowej. Głęboki growl przeplatany jest czystymi wokalami, szeptami i obłąkanym krzykiem bardzo zdolnego wokalisty, Daniela Droste. Najnowszy album jest kwintesencją tego właśnie stylu. Słuchając "The Giant" na myśl przychodzą oczywiście takie nazwy jak Evoken czy Esoteric, ale także Opeth czy momentami nawet wczesno-średnia Anathema.
Jest to trzeci album Niemców, tym razem lirycznie oparty o "Przygody Artura Gordona Pyma" - jedyną ukończoną powieść amerykańskiego pisarza Edgara Allana Poe, opublikowaną w 1838 roku. Przedstawia ona historię młodego Artura Gordona Pyma, który postanawia ukryć się na pokładzie statku Grampus. Od tego momentu przydarzają mu się niezwykłe przygody, jest świadkiem katastrofy morskiej, buntu czy kanibalizmu. Opowieść rozpoczyna się całkiem konwencjonalną wyprawą morską, lecz staje się znacznie bardziej osobliwa i trudna do sklasyfikowania w ostatnich rozdziałach, łącznie z religijnym symbolizmem i zagadnieniem teorii pustej Ziemi.
Album uzyskał świetne recenzje wśród krytyków i cieszy się popularnością wśród fanów. Nie ma się czemu dziwić - jest jedna z topowych produkcji roku 2012, przynajmniej wśród gitarowych klimatów. Panowie dość zręcznie wpletli artyzm, mistycyzm i ciekawe rozwiązania do znanego i sprawdzonego doom metalowego schematu. W porównaniu do poprzednich ich płyt, jest tu znacznie mniej motywów "death", "depression" czy "funeral" - na rzecz czystych wokali, akustycznych przerywników i chwytliwych melodii (np. końcówka najlepszego na płycie "Aeons Elapse"). Tak czy siak nadal przygniata klimat nostalgii i samotności. Mocną stroną jest brzmienie - soczyste, selektywne, szczególnie robiące wrażenie w ciepłych, delikatnych, nieco surrealistycznych gitarowych harmoniach przeplatanych idealnie nagłośnioną perkusją. Cała płyta, jak i same utwory, są dość długie (ok. 10 minut każdy), ale o nudzie nie może być mowy - solidne podstawy i duża ilość czynnika zwanego "coś extra". Przy uważnym słuchaniu znajdziemy olbrzymią ilość smaczków. Jedna z ciekawszych gitarowych płyt w ostatnim czasie.