Mam tę płytę od ponad miesiąca i wciąż wydaje mi się, że niemożliwym jest opisanie bogactwa przeżyć i muzycznych uniesień, które serwuje debiutancki album The White Kites. Za każdym razem, gdy wkładam Missing do odtwarzacza odkrywam coś nowego. Dawno nie miałem okazji słuchać płyty tak zróżnicowanej, a zarazem tak doskonałej.
Ale po kolei.
The White Kites to młody zespół z Warszawy, który powstał w 2011 roku. Panów połączyło zapewne wspólne zamiłowanie do brytyjskiej muzyki lat 50’ i 60’. Wyraźnie słuchać to na Missing, gdzie wpływy wczesnego Genesis (za czasów Gabriela), Floydów, Davida Bowiego, czy nawet Beatlesów łączą się z wrażliwością współczesnej sceny alternatywnego rocka. W ogólnym ujęciu muzyka The White Kites wymyka się jednak wszelkim klasyfikacjom.
Zanim włożymy płytę do odtwarzacza uwagę zwraca okładka – wejście do magicznego i tajemniczego cyrku. Idealnie komponuje się to z otwierającym album „Arrival”– imponującym intro, gdzie niesamowita radość i klimat zabawy miesza się z psychodelią i szaleństwem. Zapowiedź jest zgodna z tym co dalej– czeka nas podróż niezwykła, pełna sprzecznych emocji, uczuć i wrażeń. W każdej chwili muzyka trafia w głąb duszy, porusza i nie pozwala pozostać obojętnym. Niewiele jest zespołów na świecie, które potrafią tworzyć takie dźwięki.
Album Missing jest jak pudełko czekoladek – nigdy nie wiadomo, na co się trafi, a każdy utwór to nowa przygoda. Jest melodyjna ballada „The Foreigner” przywołująca ducha space rocka. Są utwory bliskie wrażliwości Davida Bowiego („Stowaway Sylvie”, czy „Farewell”). Czasem robi się bardziej niepokojąco i floydowsko, jak chociażby w „Turtle’s Back”. Jak zauważa też moja druga, lepsza połowa nie raz słychać nawet nawiązania do ambitniejszych kompozycji … Grechuty. Niezwykłe jest też zróżnicowanie gatunkowe prezentowane na Missing – a to rock psychodeliczny, a to jazz, a to folk, a to blues. Wyliczanka nie ma końca. Podobnie jest z instrumentami – poza standardowymi (gitary, perkusja, bas) usłyszymy piszczałki, organy, klarnet, czy ukulele. W efekcie otrzymujemy niezwykłe bogactwo brzmień.
Na Missing nie ma momentów przypadkowych. Naprawdę trudno oderwać się od głośników, a zapętlenie całej płyty i słuchanie jej przez kilka godzin to jedyny sposób, aby zauważyć wszystkie muzyczne niuanse. The White Kites imponuje genialnymi umiejętnościami kompozytorskimi, doskonałym brzmieniem I perfekcyjnym w każdym calu wykonaniem. Realizacja płyty także stoi na najwyższym poziomie. Każdy dźwięk, moment jest wyraźny, czysty, a zaraz współgra z całością. Brawo!
Słuchając Missing czuję się jakbym wsiadał na muzycznego rollercostera w idyllicznym wesołym miasteczku. Doskonały wokal Seana Palmera wsparty wspomnianym bogatym instrumentarium zabierają słuchacza w podróż dającą czystą przyjemność. Warszawscy muzycy dokonali czegoś niebywałego. W naszym niepozornym kraju nagrali album, który bije na głowę właściwie wszystkie tegoroczne wydawnictwa, które było mi dane przesłuchać. Missing to małe dzieło sztuki. Od początku do końca przemyślane, pełne pasji i emocji.
Czytelniku. Wejdź na stronę zespołu. Kup tę płytę. Czekaj niecierpliwie na przesyłkę. A potem włącz i zachwycaj się! I nie zapomnij głosić dobrej nowiny. Mamy w Polsce zespół, który spokojnie może swoją muzyką zawojować świat.