ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Black Star Riders ─ All Hell Breaks Loose w serwisie ArtRock.pl

Black Star Riders — All Hell Breaks Loose

 
wydawnictwo: Nuclear Blast Records 2013
 
1.All Hell Breaks Loose [4:14]
2.Bound For Glory [4:08]
3.Kingdom Of The Lost [4:42]
4.Bloodshot [4:02]
5.Kissin' The Ground [3:06]
6.Hey Judas [4:10]
7.Hoodoo Voodoo [4:16]
8.Valley Of The Stones [4:14]
9.Someday Salvation [3:05]
10.Before The War [3:39]
11.Blues Ain't So Bad [6:15]
 
Całkowity czas: 45:51
skład:
Ricky Warwick - śpiew, gitary
Scott Gorham - gitara prowadząca
Damon Johnson - gitara prowadząca
Marco Mendoza - gitara basowa
Jimmy DeGrasso -bębny
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,3
Arcydzieło.
,0

Łącznie 6, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
10.10.2013
(Recenzent)

Black Star Riders — All Hell Breaks Loose

Chyba nie tylko ja czułem zażenowanie połączone z niedowierzaniem, gdy Scott Gorham kilka lat temu ogłosił reaktywację Thin Lizzy. To tak samo jakby Ringo Starr w pojedynkę powrócił jako The Beatles. Co jak co, ale Phil Lynott był duszą i mózgiem zespołu. W końcu jakby nie patrzeć myśląc Thin Lizzy – masz przed oczami afro, wąski, kolczyk i czarnego Fendera Phila. Co więcej Gorham nie był nawet oryginalnym gitarzystą kapeli. Owszem miał wpływ na największe sukcesy zespołu na przełomie lat 70-tych i 80-tych, ale udział w kilku płytach nie daje mandatu do roszczenia sobie praw do nazwy i przede wszystkim dziedzictwa Lizzy. Niemniej Gorham się uparł i tyle. Do tego, aby nadać projektowi wiarygodności to do składu dokoptował Briana Downey’a, czyli oryginalnego pałkera grupy. Ten drugi już podszedł do projektu ze znacznie mniejszym entuzjazmem i ostatecznie na trasach zreformowanych Lizzies pojawiał się co najwyżej sporadycznie. Co więcej po kilku latach pogrywania panowie zaczęli przebąkiwać o premierowym materiale, który chcieliby wydać pod sprawdzonym szyldem. Na szczęście, albo Gorham przydzwonił baniakiem w coś ciężkiego, albo po prostu ktoś rozsądny wyperswadował mu pomysł użycia nazwy Thin Lizzy z głowy. Panowie skryli się pod szyldem Black Star Riders i w maju tego roku wydali album „All Hell Breaks Loose”.

Muzycy reklamowali swój twór jako „kolejny naturalny krok po Thin Lizzy”. Wszystko fajnie tylko, że zamiast porywających kawałków dostaliśmy krążek wypełniony (w większości) dość przeciętnymi i nie specjalnie pomysłowymi utworami, który tak się ma do „Jailbreak”, czy „Johnny The Fox” jak wiejski mięsny z kaszanką do najlepszych steakhouse’ów w Teksasie. Jest mocno, rockowo i zdawać by się mogło, że momentami przebojowo, jednak po nawet trzykrotnym przesłuchaniu niewiele się pamięta. Żeby było śmieszniej ducha Thin Lizzy nie przywołuje ani Scott Gorham, ani jego próby wywołania brzmienia dawnego stylu grupy, lecz Ricky Warwick, którego angaż był mniej niż przypadkowy. Jego barwa głosu i sposób śpiewania kojarzy się z manierą wokalną Phila Lynotta bardziej niż możnabyłoby się spodziewać.

Brzmieniowo – jak już wspomniałem – wszystko zdaje się być na właściwym miejscu. Sporo gitarowego grania, nienaganne wykonanie, ale trudno nie odnieść wrażenia, że całość brzmi dość bezpłciowo. Takich typowych wgniataczy jest doprawdy niewiele. Rewelacyjnie w zestaw wprowadza tytułowy „All Hell Breaks Loose” z powalającymi partiami gitar, rzeczywiście mającymi sporo z ducha rasowego Thin Lizzy. „Someday Salvation” również przywodzi na myśl klasykę grupy Lynotta, w tym przypadku dzięki temu luzacko-prześmiewczemu charakterowi kawałka, stawiając go przez to gdzieś w okolicach „Dancing In The Moonlight”. Otwierający riff z „Bound For Glory” również przywołuje złote lata 70-te, mając w sobie coś tym razem z nieśmiertelnego „Southbound”. Nie najgorzej trzymają się jeszcze takie „Bloodshot” i fajnie rozpędzony „Valley Of The Stones”.

Poza tym już niestety jest o wiele mniej ciekawie. Nie zachwycają, ani folkujący na irlandzką nutę „Kingdom Of The Lost”, ani długaśny „Blues Ain’t So Bad”, który - jakby na złość - obok bluesa nawet nie stał. Zupełnie sztampowo wypadają „Kissin’ The Ground”, „Hey Judas”, czy „Before The War”. Zabrakło po prostu kilku konkretnych, zapadających w pamięć melodii...

"All Hell Breaks Loose" nie jest płytą złą. Jest nienaganna technicznie, programowa, ale bez szaleństw i specjalnych uniesień. Całości słucha się fajnie, przyjemnie, czasem nawet potupie się nogą przy jednym, czy drugim kawałku. Problem polega na tym, że takich asów w rękawie jak chociażby utwór tytułowy jest tutaj zdecydowanie za mało. Potencjał i otoczka (którą muzycy zresztą sami wokół siebie wytworzyli) sprawiły, że poprzeczka zawieszona była dość wysoko. W tym przypadku nawet za wysoko. Z wielkiej chmury spadła co najwyżej samagająca delikatnie po twarzy mrzawka.

Dobrze, że płyta nie ukazała się jako Thin Lizzy. Przynajmniej Gorham i spółka (w przeciwieństwie chociażby do obecnej inkarnacji Yes) nie podszywają się pod kogoś kim nie są. Jednak o ile Squire i spółka AD 2008-2013 nie mają potencjału, aby cokolwiek sensownego nagrać, o tyle Black Star Riders mogą nas zaskoczyć jak tylko się rozkręcą, bo panowie zarówno potencjał jak i możliwości ku temu mają. Mam nadzieję, że to tylko kwestia czasu.

 

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.